28 lut 2014

Rozdział 2.



Blaise Zabini siedział w swoim biurze i przeglądał kolejny stos umów i innych papierów, które, jego zdaniem, jedynie zaśmiecały mu biurko. Niestety, nie mógł się na niczym skupić, więc o wiele bardziej trafnym stwierdzeniem byłoby to, że siedział i próbował odgonić od siebie nieprzyjemne myśli, kłębiące się w jego umyśle. Odkąd tylko opuścił gabinet swojej przyjaciółki, jego strach przed wyznaniem prawdy jeszcze bardziej się pogłębił. Najbardziej obawiał się tego, że po tym, co jej powie wieczorem, nie będzie już mógł się szczycić tym samym mianem względem niej. Wciąż na nowo układał w głowie plan tego co i jak powiedzieć, w jaki sposób jakoś to wszystko wyjaśnić, żeby go na starcie nie skreśliła, ale jak na złość nic nie było na tyle dobre, by go nie pogrążyło. Było to dla niego o tyle trudniejsze, że doskonale wiedział, jakie będą skutki jego czynu, a mimo to zdecydował się na zrobienie tego, ślepo wierząc, że po jakimś czasie będzie mógł wszystko odkręcić. Sprawy jednak nieco się skomplikowały, ponieważ nie zdołał przewidzieć nie tylko własnej porażki uczuciowej, ale także niespodziewanego wyjazdu jego najlepszego przyjaciela poza granice kraju. Początkowo cieszył się ze swojego, jak to ujmował, „genialnego” planu, starannie przygotował sobie wszystko, czego potrzebował, dopracował najmniejsze szczegóły, wziął pod uwagę wszystkie „za” i „przeciw”, sądząc wtedy, że nawet mimo pewnych niedociągnięć wszystko pójdzie gładko i tak jak trzeba. Ku jego nieszczęściu okazało się, że zrobił to po to, by teraz po latach żałować tego, że w ogóle na coś takiego wpadł. Wcześniej widział w tym naprawdę wielki sens, który w obecnej chwili kompletnie się zatracił. Znalazł się w sytuacji bez wyjścia i cholernie się bał. Hermiona była nie tylko jego najlepszą przyjaciółką, ale też jedną z nielicznych osób, które mu pozostały po wojnie. Szanował ją i kochał jak siostrę, zależało mu na tym, by była szczęśliwa i bezpieczna, dlatego tak trudno było mu znieść myśl, że tak naprawdę zamiast ją ochronić, ogromnie ją zranił. Może gdyby chociaż raczył jej cokolwiek powiedzieć, albo lepiej, zapytać co o tym sądzi, to nie miałby takich wyrzutów sumienia, jak teraz? Jednego był pewien – zrobił to z troski o nią i Draco, a to, że potem wyszło troszeczkę inaczej… Cóż, na to nie ma już żadnego usprawiedliwienia.
Po raz kolejny już tego dnia westchnął ciężko. Wstał z krzesła, podszedł do jednego z najbardziej ulubionych mebli w jego biurze (drugim był fotel), otworzył drzwiczki, wyciągnął szklankę i już miał nalać do niej zawartość butelki stojącej obok, gdy nagle usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Zamarł w bezruchu, zdziwiony tym, że ktoś wchodzi bez pukania, co było rzeczą dość niecodzienną, gdyż jedynymi osobami, które miały na to przyzwolenie była Hermiona, aktualnie znajdująca się w swoim gabinecie, a także…
- Draco.
- Cześć Diable! Widzę, że serio wziąłeś sobie do serca moją wiadomość. – to mówiąc, Draco wskazał ruchem głowy na przedmioty stojące przed Zabinim.
Blaise spojrzał na butelkę i szklankę, po czym przeniósł wzrok na uśmiechniętego blondyna i również się uśmiechając, odpowiedział:
- No przecież, że tak!
- Jasne, jasne. A ty co, będziesz tak stał, czy przywitasz starego kumpla?
Brunet już bez słowa podszedł do Draco i uścisnął go, klepiąc po plecach.
- Dobrze cię widzieć, stary. Gdzieś ty się podziewał tyle czasu? Kurna chata, nawet opalony jesteś! Co prawda mi nigdy nie dorównasz… Ale jak na ciebie to i tak wielki wyczyn!
- Haha, no bardzo zabawne Zabini. Przecież mówiłem ci, że wybieram się do wuja, który mieszka w Barcelonie. Zresztą pisaliśmy trochę listów, nie pamiętasz?
- Ach, człowieku, to było takie wieki temu! Zresztą, czemu stoimy? Siadaj i opowiadaj, co się u ciebie działo przez ten czas? – Blaise pokazał blondynowi fotel po drugiej stronie pomieszczenia, sam zaś wyciągnął drugą szklankę, nalał porządną ilość Ognistej do obu i również zajął swoje miejsce.
- Właściwie, co tu dużo mówić. Jak dobrze wiesz, nie była to wycieczka ani krajoznawcza, ani tym bardziej turystyczna. Pojechałem tam, bo musiałem poukładać cały ten burdel, jaki panował w mojej głowie po tej cholernej wojnie. Mój wuj okazał się świetnym słuchaczem, zważając na fakt, że jest zawodowym psychoanalitykiem. Na początku strasznie sceptycznie podchodziłem do wszystkiego, co mówił, ale później, jak się nad tym zastanowiłem, to stwierdzałem, że faktycznie ma rację, a to, co mówi, ma sens. Z każdym dniem było lepiej i choć nie zawsze było łatwo, to jakoś ogarnąłem.
- Trochę długo zajęło ci to… ogarnianie. – Blaise upił łyk trunku i spojrzał uważnie na przyjaciela.
- Tak, to prawda, ale czego innego można się było spodziewać po zimnym dupku z wypranymi doszczętnie emocjami? – lekkość, z jaką blondyn wypowiedział to zdanie wprawiła Zabiniego w spore zdziwienie, jednak starał się nie dać tego po sobie poznać. Pokiwał jedynie głową na znak zgody i po raz kolejny zamoczył usta w zimnej whisky.
- A jak tam sprawy uczuciowe? No wiesz, minęło trochę czasu, a słyszałem, że Hiszpanki są naprawdę gorące. – brunet uśmiechnął się znacząco.
- Gorące? Cóż, może i tak, nie wiem, nie próbowałem.
- Słucham? Chcesz mi powiedzieć, że siedząc w Hiszpanii przez trzy lata, Wielki Pan Malfoy-Łamacz Kobiecych Serc i Największy Podrywacz Hogwartu nie miał kobiety? Nie wierzę.
- Możesz wierzyć lub nie, twoja sprawa, ale tak było. To trochę dziwne… Zresztą, od początku wojny całe moje życie jest chyba jednym wielkim żartem. Właściwie nawet nie wiem, jak miałbym ci to wytłumaczyć, bo sam tego nie rozumiem ani trochę. – wyraz twarzy blondyna mówił, że naprawdę jest to bardziej skomplikowane, niż się może wydawać.
- Co masz na myśli?
- Nie chodzi o to, że nie miałem żadnej styczności z kobietami, co to to nie. Poznałem ich dość sporo, niektóre nawet zainteresowały mnie bardziej, jednak z żadną nie wyszło tak naprawdę nic. Trzy razy miałem tak, że kiedy zaczynało mi choć trochę zależeć, a cała reszta też układała się dobrze, to nagle włączała mi się taka jakby blokada. Nie patrz tak na mnie, mówiłem, że tego nie rozumiem. Po prostu coś wewnątrz mnie zakazywało mi angażowania się w sposób emocjonalny względem tych kobiet. Jedyne, na co mogłem sobie pozwolić to pocałunki. Z żadną z nich nie poszedłem do łóżka, nie mówiąc o jakichkolwiek innych uczuciach.
- Blokada powiadasz? – Draco tylko kiwnął głową, nie mając pojęcia, że pytanie jego przyjaciela miało podwójne dno.
Zapadła cisza, podczas której Blaise intensywnie myślał nad tym, co przed chwilą usłyszał. Jeśli to, co mówi Malfoy jest prawdą, może to oznaczać tylko jedno… „Dałem dupy, ale jest nadzieja!”
Draco patrzył przenikliwym wzrokiem na Zabiniego, jednak nie wyczytał niczego niepokojącego z jego twarzy. Odetchnął, napił się i powiedział:
- A ty? Jak tam twoje sprawy z kobietami? Albo może powinienem zapytać: z kobietą? - firmowy uśmieszek złośliwości wpełzł na jego usta, przyprawiając tym samym Blaisa o zadławienie się pitym alkoholem.
- Nijak. – odpowiedział w końcu, gdy przestał kaszleć na wszystkie strony.
- Chcesz mi powiedzieć, że Wielki Pan Zabini-Łamacz Kobiecych Serc i Drugi Największy Podrywacz Hogwartu nie ma kobiety? – uśmieszek Draco, o ile to możliwe, stał się jeszcze bardziej złośliwy.
Brunet przeklął się w duchu za te wcześniejsze sformułowania. No ale skąd mógł wiedzieć, że jego własne słowa zostaną użyte przeciwko niemu? Zastanowił się chwilę nad odpowiedzą, po czym sprzedał sobie w myślach porządnego placka w czoło. „Przecież to Malfoy. Po przeżyciach czy nie, to nadal pieprzony Malfoy.”
- Jak widać… - powiedział trochę niepewnie, ale po minie blondyna wiedział, że taka odpowiedź go w ogóle nie satysfakcjonuje. Znowu westchnął ciężko i z poważnym wyrazem twarzy ponownie się odezwał – Słuchaj, to była jej decyzja… Nie mogę jej do niczego zmuszać. Musi mnie serio nienawidzić, skoro nawet spotkania z Biancą aranżowane są poprzez… jej przyjaciółkę. – w porę ugryzł się w język.
- Jak to? Więc nie widzieliście się od tamtego czasu?
- Niestety nie. Ale cieszę się, że chociaż mogę widywać Biancę. Nie wiesz nawet, jakie to dla mnie ważne.
- Mogę się domyślać, ale z drugiej strony nic dziwnego, w końcu to twoja córka, więc coś byłoby nie halo, gdybyś nie mógł. A właśnie, jak ona się miewa? Pewnie jest już duża. – Draco uśmiechnął się na wspomnienie swojej chrześnicy, którą ostatni raz widział przed wyjazdem, nie licząc oczywiście zdjęć przesyłanych mu przez jej matkę.
- A i owszem. Jest praktycznie taka jak ja, tylko oczy ma po mamie. No i karnacja trochę jaśniejsza od mojej.
- Pewnie jesteś dumny. – Blaise nie usłyszał nutki smutku ukrytej w tym zdaniu.
- Jak cholera. Na szczęście widuję się z nią na tyle często, że nie omija mnie nic ważnego.
- To znaczy? Jak często?
- Trzy-cztery razy w tygodniu, plus jeden weekend w miesiącu jest u mnie. Poza tym to też w święta, no i zabieram ją kiedy wyjeżdżam gdzieś na urlop. Stary, ona jest taka kochana! Złośliwa trochę też, tak samo jak uparta.
- Pewnie ma to po mamusi.
- Pewnie tak…
- Zabini?  - zaczął blondyn czekając na jakąkolwiek reakcję bruneta. Gdy ten popatrzył na niego pytającym wzrokiem, powiedział – Dlaczego o nią nie zawalczysz? Minęło już tyle czasu, a ty pewnie nadal nawet nie wiesz, czemu odeszła. – Blaise już chciał zaprzeczyć, jednak Draco sprawnie go uciszył patrząc na niego wzrokiem tak przenikliwym, że aż ciarki przeszły mu po plecach. – Radzę ci, żebyś nie tracił czasu na ceregiele, póki nie jest za późno, a Ginny jest jeszcze Weasley .
Ostatnie słowa Malfoy’a sprawiły, że Blaise na chwilę przestał oddychać. Ta informacja dotarła do jego mózgu w zawrotnym tempie, niemalże powalając go na kolana. Gdyby stał, momentalnie przewróciłby się z wrażenia na ziemię. Popatrzył z nieokiełznanym strachem w oczach na przyjaciela i przez chwilę nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. To, co czuł rano widząc Hermionę, nie mogło się równać z bólem, jaki czuł w tej chwili w swoim sercu. Przecież to niemożliwe… Dlaczego o niczym nie wiedział? Dlaczego nawet nie przyszło mu takie coś do głowy? Czy był tak pogrążony w swojej uczuciowej żałobie, że nie dopuszczał do siebie myśli, iż ona, w przeciwieństwie do niego, mogła sobie kogoś znaleźć? Kogoś, kto byłby dla niej lepszym, a może łatwiejszym wyborem? Że mogła zwyczajnie pójść na przód, podczas gdy on nadal stał w miejscu? A może wciąż żył złudną nadzieją, że w końcu do niego wróci i będą mogli żyć szczęśliwie, we trójkę, tak jak to powinno być od zawsze? Nie. Ona nie mogła… Nie może tego zrobić. Nie może, bo… Bo to jest jego Ginny.
- Blaise? – nietypowo łagodny głos Draco wyrwał bruneta z rozmyślań. Popatrzył na niego z wciąż wymalowanym szokiem na twarzy. Jeszcze przez kilka sekund nic nie mówił, po czym zerwał się z miejsca i wybuchnął niekontrolowaną złością pomieszaną z bólem i rozgoryczeniem:
- Ślub?! Czy ty sobie jaja robisz?! Jaki, kurwa, ślub?! Jaka „jeszcze Weasley”?! Nie no to jest jakiś żart! – zaczął chodzić nerwowo po całym biurze, trzymając się za głowę. Nie potrafił w tym momencie myśleć racjonalnie, wszystkie jego obawy, skrywane przez ten cały czas i nigdy nie wytłumaczone nawet przed nim samym, zostały zawarte w tym jednym, okropnym słowie.
- Uspokój się, na Salazara! – Draco podszedł do przyjaciela i tak samo, jak on wcześniej Hermionie, położył mu silne dłonie na ramionach, tym samym powstrzymując od chaotycznego chodzenia po pokoju i prawie wyrywania sobie włosów z głowy.
Brunet popatrzył na niego i wtedy coś do niego dotarło. Teraz już wiedział, a przynajmniej w dużej mierze zdawał sobie sprawę z tego, jak musiała się czuć Hermiona. Jak ciężko musiało jej się żyć ze świadomością, że miłość jej życia odeszła, nie zostawiając po sobie nawet jednego słowa wyjaśnienia. Jak cholernie trudno musiało jej się wstawać codziennie rano z łóżka wiedząc, że ten będzie tak samo pusty jak poprzednie. Dopiero teraz mógł sobie wyobrazić, jak bardzo musiała oszukiwać nie tylko innych, ale przede wszystkim samą siebie i jak wiele musiało ją to kosztować. Różnica polegała na tym, że u niego to była decyzja jednej ze stron, podjęta świadomie, a nie podyktowana przez kogoś z zewnątrz. Najgorsze jednak było to, że sprawcą jej cierpienia, był on sam.
- Diable? – pytanie Draco po raz kolejny sprowadziło go na ziemię.
Potrząsnął głową, jakby to miało pomóc odgonić nieprzyjemne myśli, lecz wcale tak się nie stało. Zrezygnowany, bez słowa wrócił na fotel, a blondyn tuż za nim. Dopiero wtedy zdecydował się odezwać:
- Wiesz, masz rację. Jestem cholernym dupkiem i jeszcze większym tchórzem. Powinienem był zachować się jak facet, a nie jak dupa wołowa. Powinienem też już dawno sobie wszystko z nią wyjaśnić. Ale przede wszystkim: nie powinienem był w ogóle pozwolić jej tak po prostu odejść. Jestem beznadziejnym kretynem, Smoku. Zniszczyłem życie nie tylko sobie, ale też jej… - po raz kolejny niczego nieświadomy blondyn nie wyczuł podtekstu w ostatnim zdaniu.
- Nie mów tak. Każdy z nas popełnia błędy, na których się albo uczy, albo nie. Jesteś inteligentnym draniem, zupełnie jak ja. Wiesz, czego nauczyłem się będąc u wuja? – nie widząc chęci przerwania ze strony przyjaciela, kontynuował – Tego, że każdy zasługuje na drugą szansę. Nieważne, ile złego wyrządziłeś w przeszłości. Ważne, co zrobisz teraz, żeby to naprawić. I wiesz co jeszcze? Jest tylko jedna różnica między nami.
- Jaka?
- Taka, że ja byłem Śmierciożercą, zabijałem, raniłem, oszukiwałem, torturowałem i cierpiałem, a Ty nie, bo miałeś wybór, o którym ja niestety mogłem jedynie pomarzyć. Ale gdybym go miał, to nie zrobiłbym jednej rzeczy, którą zrobiłeś Ty. – odczekał chwilę, po czym popatrzył Zabiniemu prosto w oczy – Nigdy nie dałbym odejść kobiecie, którą kocham i która uczyniła mnie lepszym człowiekiem.
Te słowa sprawiły, że z jednej strony czarnoskóry mężczyzna poczuł się, jakby dostał porządnego liścia prosto w twarz, a z drugiej obudziły w nim wolę walki. Wiedział, że walka będzie trudna, ale wiedział też, że jest warta wszelkich poświęceń. W końcu robił to nie tylko dla siebie, ale też dla Hermiony i Draco, którym był to po prostu winien.
- Dzięki, Smoku. – uśmiechnął się blado – Naprawdę dobrze, że wróciłeś.
- Jasne! Koniec użalania się, czas wziąć się do roboty. Ale zanim do tego przejdziemy – tu wziął obie szklanki ze stolika, podszedł do barku, w którym stała butelka Ognistej, nalał pokaźną ilość, wrócił na poprzednie miejsce i podając jedną ze szklanek Zabiniemu, powiedział – W górę szkło, wypijmy za błędy!

***

Hermiona szła powoli, napawając się ostatnimi promieniami słońca, które powoli chowało się za horyzont. Do domu miała jeszcze dość spory kawałek drogi, jednak nie przeszkadzało jej to w żaden sposób. Przed wyjściem z pracy zamieniła swoje wysokie szpilki na o wiele wygodniejsze i bardziej praktyczne baleriny, dzięki czemu mogła sobie pozwolić na dłuższy spacer. Zrobiła to nie tylko ze względu na ładną pogodę, ale przede wszystkim po to, by móc spokojnie pomyśleć o tym, co powiedział jej Blaise. Zawsze uważała, że świeże powietrze dobrze wpływa na pracę mózgu, dlatego przez prawie cały dzień starała się odganiać od siebie ten temat wiedząc, że na myślenie przyjdzie czas później. Pierwsze i najważniejsze było to, że kompletnie nie wiedziała, o co tak naprawdę chodzi. Blaise mówił do niej w tak zagadkowy sposób, że nawet ona, jako jedna z najinteligentniejszych absolwentów Hogwartu, nie potrafiła tego rozszyfrować. Pozostawała także kwestia listu, który obecnie znajdował się bezpiecznie w jej torebce. Sam fakt, że w ogóle istniał, przyprawiał ją o spore zdziwienie, nie mówiąc już o tym, że z tego, co powiedział Zabini, powinna go była dostać dobry kawał czasu temu. Oprócz tego wciąż, jak bumerang, wracały do niej słowa przyjaciela na temat tego, że miałaby go rzekomo znienawidzić. Oszem, była trochę zła na niego, że tak z tym wszystkim nagle wyparował, ale czy to jest powód do nienawiści? Nie rozumiała tego ani trochę i przez to jej poirytowanie całą tą sytuacją wciąż rosło. Nigdy nie była osobą zawistną, co prawda ludzie zadawali jej ból, ranili ją i pozbawiali nadziei, pastwili się i wyśmiewali, ale byli też tacy, którzy sprawiali, że uśmiechała się i dawała radę codziennie wstawać z łóżka, nawet mimo psychicznego dołka. Dlatego nauczyła się albo wybaczać, albo po prostu nie rozpamiętywać przeszłości, która bądź co bądź, nie była dla niej zbyt hojna w pewnych momentach. Nie tłumaczyło to jednak nadal tego, skąd w ogóle wziął się taki absurdalny wniosek w głowie bruneta. Wszystko było dla niej jedną, wielką zagadką, a ona siedziała w samym jej środku, nie mając o niczym pojęcia. Westchnęła i postanowiła, że nie będzie dłużej nad tym rozmyślać, bo inaczej przyprawi się o migrenę, której kategorycznie nie znosiła. Skoro Blaise obiecał, że wszystko jej wytłumaczy, to tak będzie. Poza tym jej wrodzona upartość nie pozwoli na to, by cokolwiek zostało pominięte. Uśmiechnęła się i z tą myślą, dziarsko ruszyła w stronę ulubionej kawiarni, by napić się gorącej czekolady. „Co jak co, ale czekolada zawsze najlepsza na problemy.”


    ***      
                      
Zapadał już zmrok, gdy dwójka najlepszych przyjaciół kończyła trzecią butelkę ich ulubionego wyskokowego napoju. Była to również pora powrotu do domu.
- Dobra, Smoczku, chyba dość już na dziś… Mamy przecież na to całą wieczność! Nooo… Chyba, że zaś gdzieś zwiejesz.
- Nie bój żaby, Diable. Nigdzie się nie wybieram. – to mówiąc, blondyn poklepał Zabiniego po plecach i uśmiechnął się szeroko, co było widokiem dość niezwykłym.
Brunet pokiwał głową na znak zgody i powoli wstał z fotela. Lekko się zachwiał, ale po chwili udało mu się utrzymać równowagę. Spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę 22:00 i zamarł.
- Cholera jasna! – wyrwało mu się, po czym nie zważając na zdziwionego jego zachowaniem Malfoy’a, rzucił się w stronę stolika, na którym leżał jego telefon. Chwilę mocował się z jego odblokowaniem, a kiedy wreszcie mu się to udało, wystukał szybko krótką wiadomość i nacisnął „wyślij”.
- Do kogo piszesz o tej godzinie? – zapytał Draco z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy.
- Do… Przyjaciółki. Obiecałem jej, że wpadnę do niej dzisiaj pogadać, ale przez ten nasz mały melanż kompletnie o tym zapomniałem… Ona mnie zabije!
- Nie dramatyzuj, na pewno nie będzie tak źle. Noo, chyba, że ta przyjaciółka ma rude włosy i zabójczy temperament… - wcześniejszy uśmiech przerodził się w czystą złośliwość.
- Nie, nie pisałem do Ginny. Mówiłem Ci, nie rozmawiamy ze sobą, ale mniejsza z tym… Chodźmy już, zanim ochrona wywali swojego szefa z jego własnego biura. – oboje zaśmiali się, pozbierali swoje rzeczy i zgodnie wyszli z budynku.
Po drodze Zabini otrzymał sms’a, który z jednej strony go w miarę uspokoił, a z drugiej przyprawił o lekkie wzdrygnięcie.

Od: Hermi
Ok. Masz szczęście, że byłam na tyle zmęczona, że usnęłam i nie zdawałam sobie sprawy z tego, która jest godzina. Nie zmienia to jednak faktu, że jutro wycisnę z Ciebie wszyściuteńko… Do ostatniej kropli krwi.
Śpij słodko i hermionowatych snów, Diabełku. ;)

„To będzie ciężka bitwa…” pomyślał i wsadził telefon z powrotem do kieszeni. Pożegnał się z Draco, po czym oboje teleportowali się do swoich domów.


__________________________________________________________________

Cześć i czołem!
Ciszę się ogromnie, że opowiadanie się podoba, mam nadzieję, że będzie tak dalej. :)
Słowa w Waszych komentarzach sprawiły, że urosło mi serce i chęć do dalszego pisania, za co bardzo dziękuję :*
Pozdrawiam i do następnego razu!
Silje.

18 lut 2014

Rozdział 1.



Dwudziestojedno-letnia kobieta siedziała za biurkiem w swoim przytulnym, a zarazem bardzo przestronnym gabinecie, przeglądając stos papierów i wycinków oraz sprawdzając co jakiś czas swoją skrzynkę mailową. Co prawda mogła używać do tego swojego mag-booka, jednak zdecydowanie wolała mugolskie laptopy i zwykły Internet. Ubrana była w gustowną, czarną garsonkę, a także białą bluzkę zapinaną na guziki i spódnicę do kompletu, sięgającą jej przed kolano. Z kolei na nogach miała wysokie szpilki tego samego koloru, co garsonka. Siedziała tak, skupiona na łączeniu odpowiednich fragmentów wywiadów ze zdjęciami do kolejnego numeru magazynu, gdy nagle usłyszała dość głośną wymianę zdań, dobiegającą z korytarza. Nie zdążyła nawet dobrze się odwrócić by wstać, gdy wtem do gabinetu zamaszystym krokiem wszedł wysoki brunet, ubrany w ciemne jeansy i jasną koszulę.
- Proszę tam nie wchodzić! – zaraz za mężczyzną do gabinetu wbiegła młoda dziewczyna, lekko potykając się o swoje dość wysokie, szare szpilki. Gdy dostrzegła swoją szefową, jej buzia poczerwieniała jeszcze bardziej. Poprawiła szybko ołówkową sukienkę przed kolano i już chciała zacząć mówić, lecz brunet ją uprzedził.
- Herm! Co ty masz za niewykwalifikowaną obsługę?! Przez całe 5 minut próbowałem wytłumaczyć tej dziewczynie, że ma mnie wpuścić, ale ona się upierała, że nie ma takiej opcji!
- Bo to prawda! Dostałam wyraźne polecenie, żeby nikogo teraz nie wpuszczać, bo pani dyrektor jest bardzo zajęta!
- Że co?! Że niby ja jestem NIKIM?!
Tę zażartą kłótnię przerwał perlisty śmiech Hermiony, która nie mogła dłużej wytrzymać. Dwójka stojąca przed nią nie bardzo wiedząc, co zrobić, zamilkła.
- Blaise, mój drogi, nie dziw się, że Natalie cię nie wpuściła. To prawda, że zabroniłam jej wpuszczać kogokolwiek, ponieważ pracuję, a sam dobrze wiesz, jak bardzo nie lubię, kiedy ktoś mi przeszkadza. Oczywiście, Natalie jako moja nowa pomoc nie do końca jeszcze zna tych, którzy mogą wejść bez pozwolenia.
- Jak to nowa pomoc? A co się stało z Mel?
- Po roku ciągłej pracy  w końcu udało mi się ją wysłać na urlop, więc Natalie ją zastępuje.
- Ach, rozumiem. – Blaise spuścił trochę z tonu, odwrócił się w stronę Natalie i uśmiechnął się życzliwie – Wybacz, mała, nie wiedziałem.  Ile tu już pracujesz? Nie widziałem Cię wcześniej.
- D-Dwa tygodnie, proszę pana. – odpowiedziała  nieśmiało szatynka, rumieniąc się pod wpływem wzroku bruneta.
- Oj, nie mów do mnie proszę pana, no błagam! Jestem Blaise Zabini, dla znajomych Diabeł, więc następnym razem nie panuj mi, bo przez to czuję się taki stary! – lament Zabiniego wzbudził w obu kobietach atak śmiechu.
- Dobrze już, koniec tej zabawy. Nat, mogłabym cię prosić, żebyś zrobiła nam to twoje super smaczne latte? – powiedziała Hermiona i uśmiechnęła się przyjaźnie do dziewczyny.
- Ależ oczywiście! – to mówiąc Natalie także się szeroko uśmiechnęła i opuściła gabinet.
Gdy drzwi się zamknęły, Zabini podszedł do Hermiony i uścisnął ją na przywitanie, po czym zajął miejsce na fotelu stojącym po lewej stronie pomieszczenia, przy dość pokaźnej biblioteczce. Na drugim fotelu, oddzielonym od pierwszego szklanym stolikiem, usiadła kasztanowłosa.
- Więc, co cię do mnie sprowadza Blaise?
Brunet nieco się spiął, jednak nie dał tego po sobie poznać. Uśmiechnął się łobuzersko i odpowiedział:
- Jak to co? Przyszedłem odwiedzić jedną z najpiękniejszych kobiet w całym Londynie i, jak się cudownie składa, moją najlepszą przyjaciółkę jednocześnie!
Hermiona uśmiechnęła się nieco pobłażliwie, jednak z grzeczności nie skomentowała tej wypowiedzi. W między czasie Natalie przyniosła im kawę, kładąc ją na stoliku i pospiesznie wychodząc. Każde z nich upiło łyk parującego płynu, po czym kasztanowłosa znów się odezwała:
- Jak znam życie, to nie jesteś tutaj tak całkiem przypadkowo. – utkwiła w nim swój przenikliwy wzrok i czy brunet chciał, czy nie, właśnie stanął na przegranej pozycji.
Jego entuzjazm znacznie zmalał, a czoło przyozdobiła lekka zmarszczka, świadcząca o tym, że intensywnie nad czymś myśli. W istocie tak było. Bo niby jak ma powiedzieć tej kobiecie, że ktoś, o kim starała się zapomnieć tyle lat, nagle wraca do miasta? Jak miał pogodzić ich widywanie się, które było niemożliwe do obejścia, chociażby ze względu na to, że posiadali wspólnych przyjaciół? Jak miał przyznać się do tego, co zrobił parę lat wstecz, a czego sutki okazały się być bardziej dramatyczne niż się spodziewał? Jak miał stawić czoła temu, co mógł w niej na nowo obudzić, a od czego usilnie starał się ją uchronić? A przede wszystkim: jak miał to powiedzieć, żeby jej nie zranić i jednocześnie nie stracić?
- Blaise? – czekoladowooka, nieco zaniepokojona jego milczeniem, postanowiła się odezwać. Jej również udzieliło się napięcie, które zapanowało po jej ostatniej wypowiedzi.
- Merlinie, Miona, ja nie wiem jak mam Ci to powiedzieć… - zaczął brunet i gdyby wiedział, jakie myśli wywoła tym zdaniem w głowie Granger, ugryzłby się w język tysiąc razy.
- Jesteś chory?! Matko kochana, Blaise, ja nie wiedziałam, ja… Ale to nic poważnego, prawda? – Hermiona poderwała się z miejsca i zaczęła nerwowo chodzić po gabinecie w tę i z powrotem. – Można to leczyć? To nie żaden nowotwór? Potrzebujesz pieniędzy?
- Herm…
- Ale jestem głupia! Przecież masz dobrze prosperującą firmę!
- Hermiono…
- A poza tym jesteś drugim najbogatszym człowiekiem w magicznym świecie, zaraz po…
- GRANGER! – Zabini nie wytrzymał, również podniósł się z fotela i zatrzymał krążącą kobietę kładąc jej silne ręce na ramionach.
- Och! – wyrwało się Hermionie, która popatrzyła nieprzytomnie na bruneta. Zajęło jej chwilę zanim się uspokoiła i pozwoliła mówić swojemu przyjacielowi.
- Usiądź. – powiedział spokojnie, co ta też uczyniła. Sam jednak nie zrobił tego, wręcz przeciwnie, podszedł do okna, znajdującego się po przeciwnej stronie i nie zaszczycając Hermiony nawet jednym spojrzeniem, oparł głowę o zimną szybę, wypuścił ciężko powietrze z płuc po czym wydusił z siebie zdanie, które od poprzedniego wieczoru spędzało mu sen z powiek.
- Draco wrócił do Londynu.
Świat jakby nagle się zatrzymał. W jednej chwili wszystko przestało istnieć, został tylko niewyraźny obraz mężczyzny stojącego przy oknie i mówiącego coś, czego przecież nigdy nie miała usłyszeć. Coś, czego usłyszeć nie chciała. Ta informacja w jednej sekundzie zniszczyła wszystko, co stworzyła przez trzy lata. Wszystkie wspomnienia, których chciała się pozbyć, które, jak sądziła, zamknęła szczelnie na dnie serca, nagle jakby ją przechytrzyły. Dosłownie ukradły klucz do klapy w podziemiach umysłu i jednym, sprawnym ruchem sprawiły, że wydostały się na zewnątrz, zalewając ją ogromną falą bólu i żalu. Przez chwilę czuła się, jakby nie mogła oddychać, jakby puszysty, biały dywan w gabinecie zniknął razem z podłogą, przyczyniając się tym samym do jej upadku ze znacznej wysokości. Żołądek podszedł jej do gardła, tworząc w nim ogromną kulę, która uniemożliwiała jej wyduszenie z siebie najcichszego dźwięku. Patrzyła przed siebie nie widzącymi niczego oczami. Krew odpłynęła z jej twarzy, poprzez co czerń jej  garsonki stała się jeszcze bardziej wyraźna. Nie chciała tego, z całego serca pragnęła zatrzymać to niekontrolowane zachowanie, jednak nie potrafiła. Chciała być silna i twarda, chciała pokazać, że jest ponad to. Była pewna, że jeśli kiedykolwiek usłyszy jakąkolwiek informację na temat tego człowieka, to będzie w stanie nad sobą panować, być obojętną i przyjąć to do siebie niczym wzmiankę na temat pogody. Prawda okazała się być jednak zupełnie inna od jej oczekiwań. Był to ogromny cios nie tylko dla jej serca, ale również dumy. Bo przecież tyle razy podkreślała, że to już skończony temat, że to już za nią, że z tym definitywny koniec…
Nie poczuła nawet, kiedy Zabini ją objął, nie wspominając o fakcie, kiedy się w ogóle przy niej znalazł. Zacisnęła delikatne ręce na swojej spódnicy, gniotąc ją mocno. Kiedy pierwszy szok minął, odsunęła od siebie bruneta i patrząc mu w oczy, zapytała:
- Ale jak to?
Wiedziała, że nie było to zbyt mądre pytanie, ale w tym momencie jakoś nie szczególnie ją to obchodziło. Zabini wyprostował się, wypuszczając tym samym Hermionę z objęć, przetarł otwartą dłonią swoją twarz i z dziwnym grymasem na twarzy, odpowiedział:
- Sam nie wiem. Siedziałem wczoraj w biurze, gdy nagle przyszedł sms. Zdziwiłem się, bo nikt zazwyczaj nie pisze do mnie o tak późnej porze, no chyba, że Ty lub…
- Draco.
- Właśnie. Napisał, że wraca do domu na dobre. Pomyślałem, że powinnaś wiedzieć… Chociażby ze względu na to, że się przyjaźnimy. No, a poza tym, to mogłabyś się niechcący natknąć na niego w Ministerstwie czy coś… Rozumiesz?
- Oczywiście. Cóż, właściwie to dziękuję ci za tę informację. Przynajmniej wyszłam na idiotkę tylko przed tobą, a nie, przykładowo, przed połową ulicy Pokątnej.
- Herm, nie wyszłaś na żadną idiotkę. Wiem doskonale, że Draco to dla ciebie trudny temat i twoja reakcja była jak najbardziej na miejscu. Nie sądziłem jednak, że przeżyjesz aż taki szok… Naprawdę mnie tym zaskoczyłaś.
- Domyślam się. Jak widać, potrafię nieźle udawać, że sobie z tym poradziłam. Szkoda tylko, że zaczęłam to robić przed samą sobą… - Hermiona spuściła wzrok, przełykając kulę goryczy, uformowaną w jej gardle.
Blaise spojrzał na nią i po raz kolejny pluł sobie w brodę, że był taki głupi w przeszłości. Przecież mógł z nią porozmawiać, jakoś ją uprzedzić, wyjaśnić, dlaczego i po co to robi… Mógł zrobić cokolwiek, a nie zrobił nic. Ale, jak to się mówi, mądry człowiek po szkodzie. „Co prawda, to prawda. Naważyłeś piwa, to je teraz chlej.” – pomyślał i po raz kolejny już tego dnia, wypuścił ciężko powietrze.
- Herm?
- Tak? – dziewczyna podniosła swój smutny wzrok na niego i wtedy już wiedział, że to, co zobaczył przed chwilą, było jedynie przedsionkiem do piekła.
- Bo widzisz… Jest coś jeszcze. Coś, przez co możesz mnie znienawidzić i wcale bym się nie zdziwił, gdyby tak się stało, lecz jestem świadom tego, że im dłużej będę to przed tobą ukrywał, tym będzie gorzej. Do tej pory było mi łatwo, bo Smoka nie było w pobliżu, ale z racji tego, że wrócił do domu i, że najprawdopodobniej  w końcu go spotkasz, to nie mam innego wyjścia.
- O co chodzi, Blaise?
- Z tym waszym rozstaniem… To nie do końca było tak. Zrobiłem coś… - przerwał na chwilę, szukając właściwych słów, ale jak na złość, nic nie było na tyle odpowiednie, by nie dawać mu poczucia beznadziejności w całej tej sytuacji.
- Co zrobiłeś? – o dziwo ton głosu Hermiony był nader spokojny.
- Po pierwsze, nie dałem Ci tego. – odwrócił się lekko i wyciągnął z tylnej kieszeni spodni zieloną kopertę. Podał ją dziewczynie i nie zważając na jej zdziwienie oraz nie czekając na jakiekolwiek pytanie, mówił dalej – To jest list, który Draco napisał do ciebie, zanim odszedł. Ten prawdziwy list.
- Jak to: ten prawdziwy? Przecież zostawił mi niesłychanie zdawkową karteczkę z napisem: „Przepraszam, musiałem to zrobić. Draco.”! Blaise, co ty chrzanisz? O co tu w ogóle chodzi? – spokój dziewczyny przerodził się najpierw w dezorientację, a ta z kolei w złość.
Nie miała kompletnie pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Jaki list? Co takiego się stało? I dlaczego Zabini uważa, że mogłaby go znienawidzić? A przede wszystkim: co on tak właściwie zrobił?
- Domyślam się, że jesteś, delikatnie powiedziawszy, wkurzona i zdezorientowana, bo nie wiesz, o co mi chodzi, ale spokojnie, wszystko Ci wytłumaczę. Sądzę jednak, że najpierw powinnaś przeczytać w spokoju ten list, a dopiero później wysłuchać tego, co mam ci jeszcze do powiedzenia. Co powiesz na to, żebym wpadł do ciebie dziś wieczorem?
- Dobrze. – odpowiedziała zrezygnowana.
- Świetnie. W takim razie będę u ciebie koło 20, może być?
- Tak, powinnam być już w domu. Rozumiem, że teraz już wychodzisz?
- Niestety. Moje biuro też potrzebuje szefa, a i tak zasiedziałem tu dłużej, niż planowałem. Wiem, że pewnie jesteś na mnie wściekła, bo przyszedłem, nagadałem ci jakichś dziwnych rzeczy, zasiałem masę pytań w twojej głowie, ale naprawdę, musiałem. Odkąd tylko przeczytałem wiadomość od Smoka, zastanawiałem się nad tym, jak mam w ogóle zacząć z tobą tą rozmowę. Przyznam bez bicia, że ciężko mi się o tym myśli, a co dopiero mówi, ale jestem ci to winien. Wiem, że zostawiam cię w punkcie zero, ale spokojnie, wyjaśnię ci to wszystko później.
- Na to liczę. – ton jej głosu nie był już tak ostry, jak chwilę wcześniej. Uśmiechnęła się do bruneta, podeszła do niego i przytuliła, na co on odpowiedział tym samym. Stali tak chwilę w ciszy, którą przerwała Hermiona, odsuwając się od niego i mówiąc – I nie waż się myśleć, że mogłabym cię znienawidzić. Nieważne, co zrobiłeś. Jesteśmy przyjaciółmi, a to jest dla mnie ważniejsze niż błędy przeszłości.
Zabini również się uśmiechnął i choć z całego serca chciał wierzyć, że faktycznie tak będzie, to nie mógł wyzbyć się nieprzyjemnego uczucia, że może być pierwszym człowiekiem, który obali tę zasadę.
- W porządku, w takim razie do później. – cmoknął ją jeszcze tylko w policzek na pożegnanie i opuścił gabinet.
Hermiona opadła ciężko na fotel i spojrzała na kopertę, którą wciąż trzymała w ręce. W jej głowie szumiało od przeróżnych pytań, ale postanowiła twardo, że zaczeka do wieczora na wyjaśnienia. Obiecała sobie również, że choćby miała stanąć na rzęsach, wyciśnie z Zabiniego dosłownie wszystko. Koniec z niedopowiedzeniami.

***

Młody arystokrata siedział w fotelu przy kominku, czytając właśnie jedną z wielu książek z jego zasobnej biblioteki, gdy do pokoju weszła jego matka. Stanęła obok niego i tylko patrzyła. Wciąż ogromnie cieszył ją fakt, że jej jedyne dziecko wróciło w końcu do domu. Co prawda zdawała sobie sprawę, że dla niego ten powrót mógł okazać się niezbyt przyjemny w pewnych kwestiach, jednak wolała na razie o tym nie myśleć. Przeczuwała, że mimo tego, iż będzie trudno, to sobie z tym poradzą. Nie liczyło się dla niej nic innego, prócz szczęścia syna, była gotowa siedzieć cicho dopóty, dopóki wszystko nie zostanie klarownie wyjaśnione. Wiedziała doskonale, że prędzej czy później zaczną się pytania, ale miała wystarczająco dużo czasu na przemyślane odpowiedzi. Pogrążona we własnych myślach nie zauważyła, że blondyn przestał czytać i się jej przygląda.
- Mamo? – jego pytanie wyrwało ją z chwilowego zapomnienia. Poparzyła na niego i uśmiechnęła się.
- Tak, Draco?
- Nad czym tak intensywnie myślałaś?
- Och, nad niczym. Po prostu dalej nie mogę uwierzyć, że wróciłeś. Co ciekawego czytałeś? – sprawnie zmieniła temat, wskazując ręką na książkę spoczywającą aktualnie na kolanach młodego Malfoya. Ten wziął ją do ręki i z wręcz niezauważalnym rumieńcem na twarzy pokazał matce tytuł. – Duma i uprzedzenie? Nie wiedziałam, że lubujesz się w mugolskich książkach, synu.
- Cóż, znalazłem ją jakiś czas temu w moich rzeczach. Nie wiedziałem nawet, że ją mam. Nie mam pojęcia, skąd tak właściwie się wzięła. Na początku sceptycznie podchodziłem do tej powieści, wiesz, ta wielka miłość… Ale zaciekawiła mnie nie tylko pod względem fabuły.
- Tak? A co jeszcze Cię w niej zaintrygowało? – spytała Narcyza, choć w głębi duszy przewidywała, jaką odpowiedź uzyska.
- To głupie… - zaczął były Ślizgon lekko zmieszany, jednak kobieta przerwała mu szybko.
- Uczucia nie są głupie, Draco. Jeśli poczułeś cokolwiek, czytając tę książkę, to oznacza, że naprawdę wciągnąłeś się w opowieść, jaką zawiera i, że nie jest Ci obojętna.
- No tak… Wiesz, za każdym razem, kiedy zaczynam czytać czuję się tak, jakbym powinien był ją znać. To znaczy… Jakbym już kiedyś ją przeczytał, a do tego, jakby to było pod wpływem czegoś ważnego… Albo kogoś. No wiesz… Jakby ktoś mi ją polecił, ale nie był to byle kto, tylko osoba, która coś dla mnie znaczyła… Mówiłem, że to głupie. – westchnął.
- Nie prawda. To nie jest głupie. Może faktycznie tak było? Może tę książkę dał Ci ktoś, kogo znałeś, ale zatracił Ci się z nim kontakt?
- Nie sądzę. Chociaż… Nie wiem. To takie dziwne! Nie przypominam sobie, żebym znał kogokolwiek, kto mógłby czytać mugolskie książki, a do tego dać mi jedną z nich. Byłem w Slytherinie, a jak sama wiesz, takie rzeczy nie były tam na porządku dziennym. Ale pomijając już ten fakt, to co mi odpowiesz na to dziwne uczucie, że był to ktoś ważny?
Narcyza musiała wykazać się naprawdę silną wolą, by nie uśmiechnąć się szeroko, a przy okazji nie wyjawić tego, o czym myślała, kiedy weszła do salonu. Zamiast tego pogładziła Dracona po policzku i powiedziała, jak gdyby nigdy nic:
- Myślę, że to kwestia tego, że po prostu Twój światopogląd nieco się zmienił i nie przywiązujesz już tak nikłej uwagi do tego, co masz i kogo znasz. Wojna wiele zniszczyła, zatraciła nie tylko granice i statusy krwi, ale także niektóre znajomości. Nie możesz mieć pewności, że ten ktoś, kto dał Ci tę książkę, nie był wcześniej dla Ciebie tylko przelotną twarzą widywaną na korytarzu.
- Być może. No nic, nie będę się nad tym roztrząsał. Książka jest świetna i to jest najważniejsze. A teraz, jeśli pozwolisz, zostawię cię samą. Jak ci już mówiłem wcześniej, wybieram się w odwiedziny do Zabiniego. – to mówiąc wstał, odłożył książkę na stolik, po czym ucałował matkę na pożegnanie i ruszył w stronę hallu.
Narcyza podeszła do stolika i wzięła do ręki pozostawioną książkę. Dobrze wiedziała, skąd wzięła się w rzeczach jej syna, znała nawet pewien sekret dotyczący ostatniej strony, jednak póki co wolała tego nie wyjawiać.
- Wszystko w swoim czasie. – to mówiąc, odłożyła ją z powrotem na miejsce i ruszyła w stronę kuchni.


________________________________________________________
Hej!
Oto przedstawiam Wam pierwszy rozdział. Jest trochę zagmatwany, jednak o to właśnie chodzi. Myślę jednak, że tajemnica skrywana przez Zabiniego wyjaśni się w przyszłym rozdziale, a jeśli nie, to w trzecim. Póki co oddaję Wam do oceny to, co jest. Mam nadzieję, że się spodoba no i, że ujrzę jeszcze jakieś komentarze. To naprawdę motywuje, zresztą, każdy z nas o tym wie. :)
Przepraszam również, że rozdział dopiero po takim czasie, ale moja praca trochę mnie ogranicza i nie mam zbyt wiele wolnego czasu, ale staram się jak mogę. :)
Pozdrawiam serdecznie!
Silje.

6 lut 2014

Prolog + powitanie.



„Od zawsze zastanawiałem się, dlaczego nie potrafię zrozumieć bólu. Dlaczego nie mogę cierpieć równie mocno, jak inni ludzie? Dlaczego nie mogę po prostu czuć czegokolwiek? Wszystko chowane za maską obojętności, zrzucane na samo dno lodowatego, nieczułego serca, które tylko pompuje krew, nie mając pojęcia o tym, że nie zostało stworzone tylko do tego. Nieświadomość i rezygnacja ze wszystkiego, co mogłoby tchnąć coś prawdziwego w ten porcelanowy posąg, który staram się grać każdego dnia od siedemnastu lat. Chciałbym kiedyś zrozumieć te uczucia. Zrozumieć, jak to jest czuć tę cholerną pustkę w sercu, ale także ciepło rozchodzące się po całym ciele, wskrzeszające życiodajną nadzieję, być wrażliwym na najmniejszą oznakę łez. Chcę kiedyś cierpieć tak bardzo, że nawet śmierć nie będzie już idealną ucieczką…” 

Chłopak uśmiechnął się gorzko na samo wspomnienie tych słów oraz okoliczności, w których je zapisał. Nie przypuszczał wtedy, że jego niema prośba spełni się tak szybko. Dokładnie pamiętał datę tego wpisu, a także wydarzenia, które nastąpiły niedługo potem. To właśnie wtedy doznał największego szoku, bólu i cierpienia, odczuł w końcu to, co skrzętnie chował i do czego nigdy dobrowolnie by się nie przyznał. Przekonał się, jakie konsekwencje mogą pojawić się, jeżeli przestanie uciekać przed tym, co czuje i wreszcie nazwie to po imieniu.
- Zdecydowanie zrobiłem się zbyt sentymentalny. – zaśmiał się pod nosem, po raz ostatni przejechał opuszkami palców po wyblakłej kartce, zamknął dziennik i włożył go z powrotem do szuflady dawno nieużywanego, dębowego biurka.
Podniósł głowę i spojrzał w stronę okna, za którym zapadł już zmrok. Wtem usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, odwrócił się i ujrzał w progu jedną z najważniejszych osób w jego życiu.
- Witaj, mamo. – to mówiąc podszedł do kobiety, by pocałować ją w rękę na przywitanie.
- Och, Draco. Nie wiedziałam, że tu jesteś. – kobieta uśmiechnęła się szeroko i przytuliła chłopaka do siebie.
- Teleportowałem się prosto tutaj. Chciałem zobaczyć, jak wygląda mój pokój po… tym wszystkim.
- Przecież… - zaczęła Narcyza, jednak nie dane jej było skończyć.
- Tak, wiem, że nasza rezydencja przeszła ogromną renowację po wojnie. Byłem jedynie ciekaw jak odtworzyłaś mój pokój, bo co do reszty domu jestem pewien, że spisałaś się na medal. – uśmiechnął się, posyłając matce ciepłe spojrzenie.
- Starałam się, jak mogłam. Jak pewnie zauważyłeś, dom nie jest już tak ogromny, jak wcześniej. Postawiłam też na jasne i ciepłe kolory. Nie chciałam więcej chłodu… I tak jest tu wystarczająco zimno i pusto.
- Wiem… I przepraszam, że Cię zostawiłem. Wiesz jednak, że naprawdę potrzebowałem odskoczni. Mimo, że wojna skończyła się już 3 lata temu, wciąż jest mi ciężko. Te wspomnienia są nadal żywe, ale dzięki temu wyjazdowi udało mi się pozbierać do kupy na tyle, by wrócić do Londynu. Choć przyznam się bez bicia, że gorący klimat Hiszpanii jest o wiele przyjemniejszy, niż ten deszcz tutaj. – blondyn zaśmiał się szczerze.
Narcyza patrzyła na swojego syna i serce rosło jej w piersi na ten widok. Owszem, czuła się bardzo samotna przez ostatnie 3 lata i choć utrzymywała ścisłą korespondencję nie tylko z Draconem, lecz również paroma przyjaciółmi, którzy jej jeszcze zostali, to nie było to w stanie wynagrodzić jej obecności drugiej osoby przy jej boku. Wiedziała jednak, że chłopak potrzebuje tego wyjazdu, potrzebuje oderwać się od ciągłych wyrzutów sumienia i nieprzespanych przez koszmary nocy. Bardzo za nim tęskniła, ale wiedziała, że wróci i to dodawało jej znacznej otuchy.
- Cieszę się, że wróciłeś. Mam nadzieję, że zostaniesz… na dłużej.
- Już nigdzie się nie wybieram, mamo. Chcę zacząć nowe życie, choć na starych śmieciach. Wszystko, co miałem do poukładania, jest już na swoim miejscu. Jedyne, o co chciałbym Cię prosić to to, czy mógłbym zatrzymać się tutaj na jakiś czas. No wiesz, dopóki nie znajdę czegoś swojego.
- Ależ Draco, oczywiście! Możesz zostać tyle, ile tylko zechcesz. Wiesz, że mnie to niebywale uszczęśliwi.
- Powiem szczerze, że liczyłem na taką odpowiedź. – powiedział i uścisnął dłoń swojej rodzicielki.
- W takim razie pójdę do kuchni i zaparzę herbaty. Musisz mi opowiedzieć dokładnie o tym, co się u Ciebie działo. Listy to nie wszystko. – to mówiąc uśmiechnęła się i wyszła z pokoju.
Blondyn jeszcze przez chwilę wpatrywał się w miejsce, w którym przed chwilą stała jego matka, po czym wyciągnął z kieszeni swój telefon i uśmiechając się w znaczący sposób, wystukał dość krótką wiadomość do jednej z osób, która, oprócz jego matki, także na niego czekała.


* * *


Przystojny brunet siedział właśnie w swoim biurze przeglądając stertę papierów do podpisania. Światło lampki na biurku, ściany w kolorze ciemnego brązu i zapadający zmierzch za oknem spowodowały, że poczuł się dość zmęczony, więc postanowił zrobić sobie chwilę przerwy. Wstał, podszedł do niewielkiego barku i wyciągnął z niej butelkę jego (i nie tylko jego) ulubionej whisky. Przelał niewielką zawartość do szklanki, po czym wrócił na fotel za biurkiem, oparł się wygodnie i gdy już przechylał szklankę by upić łyk trunku, nagle usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości.
- Cholera, kogo niesie o tej porze? – zdziwił się, odstawił szklankę na bok i wziął telefon do ręki. Gdy spojrzał na wyświetlacz, jego zdziwienie jeszcze bardziej się pogłębiło, gdyż nadawcą wiadomości był jakiś nieznany mu (jeszcze) numer. Kliknął by otworzyć smsa, a to, co zobaczył niemalże wgniotło go w fotel.

Od: 96908249405*

Witaj, mój stary, dobry Przyjacielu. Szykuj hektolitry Ognistej, bo właśnie wróciłem do domu...
Na dobre.
Smok.



Po przeczytaniu wiadomości, brunet nie był w stanie zdobyć się na nic innego, jak tylko na jeden, krótki komentarz:
- O żesz kurwa…



________________________________________________________________________
*numer całkowicie zmyślony przeze mnie

Witajcie!
Oto przedstawiam Wam prolog mojego opowiadania Dramione. Co skłoniło mnie do takiego przedsięwzięcia? Odpowiedź jest banalnie prosta - otóż, Wy. Od dłuższego czasu czytałam wiele blogów z opowiadaniami o tej tematyce, bardzo mi się spodobało, a że sama kocham pisać, to pomyślałam sobie, czemu nie? Pomysł zrodził się w mojej głowie właściwie sam z siebie, nie pamiętam nawet jak i kiedy to się stało, że nawet będąc w pracy na nocnej zmianie układałam w głowie przebieg wydarzeń, dialogi, sytuacje... Mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie Wam do gustu i choć wiem, że początki są zawsze trudne, to naprawdę wierzę, że się uda. Czy prolog się podoba? Czekam na jakiekolwiek opinie.
Pozdrawiam serdecznie!
Silje.