27 wrz 2014

Rozdział 4.



Głuchy szczęk rozdzieranego na strzępy serca, przeszył ją na wskroś. Nie wiedziała nawet, czy w ogóle oddycha. Pierwotną ciszę zastąpił głośny, wewnętrzny krzyk, którego nie słyszał nikt, poza nią samą. W pewnym momencie myślała, że jej głowa pęknie na pół, a wszystkie kotłujące się w niej myśli wydostaną się na zewnątrz, tworząc tym samym jeszcze większy chaos. Nie docierało do niej nic, poza jednym, przeklętym zdaniem…
Nie miała pojęcia, ile siedziała w tym letargu. W tym momencie, nie była w stanie zdefiniować niczego, poza bólem pomieszanym ze wściekłością. Podniosła w końcu wzrok na wystraszonego i smutnego bruneta, ale nie ruszyło to w niej niczego. Wzięła głęboki wdech, by po chwili powoli wypuszczać powietrze z płuc. Starała się uspokoić, ale drżące ręce zdradzały wszystko.
- Że co zrobiłeś? – odezwała się w końcu, w jej mniemaniu dość głośno, lecz jej głos przypominał jedynie desperacki szept.
- Wyprałem mu pamięć. – powtórzył Blaise i odwrócił głowę w bok, nie mogąc znieść przeszywająco pustego wzroku Hermiony, wiercącego mu dziurę w brzuchu.
- Ale.. Ale jak to? Blaise… Co dokładnie zrobiłeś?
- Nie zastosowałem obliviate, jeśli o to ci chodzi. Zrobiłem coś… bardziej skomplikowanego. Wiedziałem, że nie mogę porywać się na żadne proste zaklęcie, inaczej zarówno Lucjusz, jak i Voldemort mieliby szansę doszukać się czegoś w myślach Draco. Mogliby znaleźć drogę do ciebie, a do tego nie mogłem dopuścić. Długo zastanawiałem się nad naprawdę dobrym rozwiązaniem i wtedy wpadła mi w ręce pewna księga staromagicznych zaklęć, które wyszły dawno z użytku nie tylko dlatego, że znaleziono tak jakby ich prostsze odpowiedniki, ale przede wszystkim dlatego, że były… groźniejsze. Dokładnie przestudiowałem wszystko od a do z, żeby mieć pewność, że niczego nie zmaszczę, a co najważniejsze – że będzie to proces odwracalny i gdy wojna się skończy, wszystko będzie mogło wrócić do normy. Nie przewidziałem jednak tego, że Draco wyjedzie…
Hermiona słuchała, a serce boleśnie tłukło w jej piersi. Oddech miała nierówny i przyspieszony. Zamknęła oczy, chcąc w ten sposób niejako osłonić się przed ciosami, w postaci kolejno wypowiadanych słów z ust Zabiniego. Zacisnęła ręce na materiale swoich dresowych spodni, po czym powiedziała:
- Blaise, nie owijaj w bawełnę, tylko wyduś w końcu z siebie to, co powinieneś.
- Herm… Nie dość, że użyłem zaklęcia memoriane*, to jeszcze podałem Draco eliksir zapomnienia…
- CO ZROBIŁEŚ?! – w jednej chwili Hermiona odzyskała wszelkie siły, poderwała się z miejsca i głośno oddychając, złapała Blaise’a za ramię. Adrenalina w jej żyłach spowodowała, że nie poczuła nawet łamiących się paznokci.
Brunet odwrócił głowę i od razu tego pożałował. Tak wściekłej Hermiony nie widział nigdy, w całym swoim życiu. Jej trzęsąca się sylwetka w połączeniu z błyskawicami ciskanymi z oczu była widokiem iście przerażającym. Poczuł jak krew odchodzi z jego twarzy, a ciało oblewa zimny pot.
- Hermiona, ja…
-Nie! Cicho bądź! Nie chcę tego słuchać. Czy ty zdajesz sobie sprawę, co żeś narobił? Wiesz, jakie to niebezpieczne, mieszać komuś w głowie?! Jeszcze używając do tego zaklęcia, o którym wcześniej się nawet nie słyszało?! – dziewczyna krzyczała, sama jednak nie wiedząc, czy robi to ze złości, czy może bardziej przez żal ściskający jej serce lub też ze względu na głupotę przyjaciela.
Ona w przeciwieństwie do bruneta znała to zaklęcie o wiele wcześniej. Nie na darmo spędziła tyle godzin w szkolnej bibliotece, a także przeróżnych księgarniach. Opadła bezsilnie na kanapę, zakrywając przy tym twarz dłońmi. W jej głowie huczało od myśli na temat zaklęcia, które zniszczyło jej trzy lata życia. Jak wielką ironią było to, że kiedy zarobiła swój pierwszy szlaban w Hogwarcie, jej zadośćuczynieniem miał być esej właśnie na temat tego zaklęcia. A żeby było jeszcze śmieszniej, opracowywała go nie z kim innym, jak z samym  Malfoy’em.
Starała się przypomnieć jak najwięcej informacji, co zaowocowało jeszcze większym przygnębieniem. Kiedy przeanalizowała wszystko, co była w stanie przywrócić do swojej pamięci, poczuła się jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody. Rzucenie tak silnego zaklęcia dodatkowo w połączeniu z eliksirem zapomnienia mogło być tragiczne w skutkach. Istniały tylko dwa rozwiązania, które mogły, aczkolwiek nie musiały pomóc danej osobie. Pierwszym z nich był wywar z soku, wypuszczanego przez bardzo rzadką i oczywiście trudno dostępną roślinę miligami**, która rosła tylko we wschodniej części Japonii, a do tego ów sok można było pozyskać jedynie w czasie pełni księżyca. Drugim natomiast była nadzieja. Nadzieja na to, że przy odrobinie szczęścia, ogromnym wysiłku i cierpliwości pomoże się odzyskać tej osobie utracone wspomnienia. Można było uczynić to na przykład poprzez zabieranie jej w miejsca albo tworzenie podobnych sytuacji, które zostały wyrzucone z umysłu.
Blaise stał nadal w tym samym miejscu, a palące poczucie winy zapierało mu dech w piersiach. Czuł się jak idiota. Wcześniej nawet się do tego nie przyznawał, ale w głębi duszy miał przeogromną nadzieję na to, że Hermiona nie wyrzuci go bez słowa za drzwi. I tak cieszył się, że w ogóle go wysłuchała, a do tego nie zbeształa od góry do dołu. Chciał do niej podejść, ale zabrakło mu odwagi nawet na to, by wydusić z siebie choć pół słowa, o przytuleniu nie wspominając. Czekał na apogeum wściekłości, w postaci wulgarnych słów rzuconych w jego stronę, które ku jego zdziwieniu nie nadeszło. Zamiast tego Hermiona podniosła głowę i popatrzyła na niego przesiąkniętymi smutkiem oczami. Nie powiedziała nic, tylko patrzyła. Zabini nie mógł znieść dłużej tego przeszywającego wzroku, dlatego po raz kolejny tego wieczora odwrócił głowę. Chciał zapaść się pod ziemię, albo lepiej – cofnąć czas i wybić sobie ten durnowaty pomysł z głowy. Przełknął kulę wstydu i odezwał się drżącym głosem:
- Wiem, że to niewiele zmieni, ale… Miałem antidotum. Niestety, po tym jak Draco wyjechał, byłem zmuszony je wylać, bo jak zapewne wiesz…
- Trzeba je podać maksymalnie do dwudziestu-czterech godzin po sporządzeniu. Tak wiem, Blaise. – Hermiona sama była pod wrażeniem tego, jak twardy był jej głos. Spodziewała się raczej, że będzie to jedynie cichy szept.
Podniosła się z miejsca i podeszła do bruneta. Złapała jego twarz w swoje dłonie i przekręciła tak, by mógł na nią spojrzeć. Nie opierał się nawet, bo wiedział, że musi stawić czoła konsekwencjom. W tej chwili miało to być przerażająco smutne oblicze przyjaciółki.
- Nie znienawidziłam cię, Blaise. Nie mogłabym tego zrobić, chociażby ze względu na to, że bardzo pomogłeś mi przez ten czas, kiedy moje życie potrzaskało się na kawałki. Nawet mimo tego, że postąpiłeś bardzo pochopnie, a wręcz głupio, nie jestem w stanie czuć do ciebie odrazy. Jest mi po prostu cholernie przykro. Widzę jednak, że żałujesz tego, co zrobiłeś, a w tej chwili to jeden z najważniejszych aspektów. Szkoda, że zataiłeś przede mną ten fakt. Zabawa ze starymi zaklęciami zazwyczaj nigdy nie kończy się dobrze, tak było i tym razem. Poza tym jest jeszcze nadzieja na to, że Draco odzyska pamięć, a o to przecież w tym wszystkim chodzi, prawda?
- Wcale nie, Herm. Tu chodzi też o ciebie! A właściwie to przede wszystkim! Bo to ty zostałaś poszkodowana najbardziej, to ciebie i tylko ciebie Smok w ogóle nie pamięta! Zostałaś wyrzucona z jego życia niczym śmieć… I to tylko i wyłącznie z mojej winy! – brunet nie mógł dłużej wytrzymać rosnącego w nim napięcia. Miał ochotę strzelić sobie samemu w pysk.
- Nie twierdzę, że nie. Jednak musisz pamiętać, że użalanie się nad sobą już niczego nie zmieni. Teraz, kiedy prawda wyszła na jaw, trzeba zacząć działać. Nie powiem, że jest to dla mnie proste, ale nie poddam się. Nawet jeśli miałoby mi to zająć wieczność, przypomnę Draconowi o sobie.
Blaise patrzył na Hermionę z niemałym podziwem. Zastanowiło go to, skąd taka krucha istotka czerpie tyle siły? Przeżyła wojnę, utratę rodziców, a także załamanie nerwowe spowodowane odejściem osoby, która była dla niej jedną z najważniejszych. Pozbierała się w zawrotnym tempie i choć nigdy nie miała zbyt łatwej drogi do celu, to starała się z całych sił pokonywać przeszkody, które na niej stawały. I wychodziło jej to co najmniej bardzo dobrze. Jej odwaga i determinacja spowodowały, że teraz znajdowała się w takim, a nie innym miejscu, z takimi, a nie innymi osobami przy swoim boku. Zasługiwała na szczęście, a przede wszystkim na spokój, który tak ochoczo wyrywał jej się z rąk przez spory kawał czasu. Nigdy nie był w stanie pojąć tego, jak udawało jej się brnąć przed siebie w swoich postanowieniach, pomimo bólu oplatającego jej serce i duszę. Jak silna musiała być jej psychika, żeby znieść tak wiele cierpienia i nie doprowadzić jej do ostatecznego upadku? W tej chwili przyszła mu do głowy myśl, że nawet sam Godryk Gryffindor, gdyby tylko żył, mógłby jej pozazdrościć charakteru i odwagi, a także lojalności i szlachetności. Bo jaki inny człowiek, poza nią, zamiast wystawić go za drzwi, a wręcz wykopać ze swojego życia po tym, co uczynił, nadal chciałby się z nim przyjaźnić?
Sekundę później nawiedziło go również pytanie, jak wielkim uczuciem Hermiona musiała darzyć Draco, że mimo ogromnego bólu nieodzownie połączonego z jego osobą, wciąż chciała z nim być i walczyć o jego utraconą pamięć? Widział determinację odznaczającą się w jej oczach. Wtedy pojął również, że tak jak powiedziała, tak też będzie i nie ma zamiaru się poddać. Chciał się uśmiechnąć, jednak poprzez zgromadzone w nim emocje, wyszedł mu raczej krzywy grymas. Chciał też coś powiedzieć, ale zamiast tego po prostu przytulił do siebie dziewczynę. Zachciało mu się płakać, a do tego odczuł lekki dyskomfort psychiczny. Bo jak to jest, że taka mała Hermiona miała w sobie tyle siły, a on przez tak długi czas nawet nie potrafił ogarnąć się na tyle, by dowiedzieć się, dlaczego jego ukochana go porzuciła? Z trudem przełknął ślinę, nie chcąc w tym momencie dolewać sobie samemu oliwy do ognia. Wiedział jednak, że otworzyła mu się w mózgu dawno nieużywana klapka z napisem „działaj”, która już spory kawał czasu temu powinna była wznowić swój żywot.
- Jesteś wspaniałą osobą, Hermiono. Takiej jak ty, to ze świecą szukać, serio. Dziękuję ci, że nie wykopałaś mnie ze swojego życia. Bardzo się bałem, że gdy dowiesz się prawdy, to zostawisz mnie na lodzie. A szczerze? Poza Smokiem zostałaś mi tylko ty… Nie zniósłbym utraty kolejnej wartościowej kobiety w moim życiu.
Czekoladowooka wyswobodziła się z uścisku bruneta, popatrzyła w jego ciemne oczu i uśmiechnęła się lekko.
- Jestem Gryfonką, nie pamiętasz? Poza tym, nauczyłam się wybaczać. Gdybym miała ciągle żywić do wszystkich urazę za krzywdy, których doznałam, to teraz pewnie siedziałabym na oddziale psychiatrycznym w Mungu. Zresztą, powiedziałam ci już, że jesteś osobą, która mi ogromnie pomogła. I nie liczy się dla mnie to, co było. Przeszłość jest przeszłością, teraz musimy zająć się teraźniejszością, by móc budować stabilną przyszłość. Nie mam czasu na użalanie się, tak samo jak i ty. Bo poza odzyskaniem naszego Draco, przed tobą jest jeszcze zadanie, by odzyskać twoją kobietę. Ale wszystko w swoim czasie. Teraz jest czas na porządną dawkę Ognistej.

***
Narcyza Malfoy siedziała w swoim przestronnym, aczkolwiek już nie tak ogromnym salonie, pijąc popołudniową herbatę. Trzymając w dłoniach filiżankę z parującym płynem, zastanawiała się nad wszystkim, co miało miejsce do tej pory. Z jednej strony czuła się wolna i szczęśliwa, ponieważ w końcu nie czuła na sobie presji męża, ani fałszywych przyjaciół, obgadujących każdy jej najmniejszy ruch. Z drugiej zaś trochę martwiła ją sytuacja jej pierworodnego syna. Kochała go nad życie i jak każda matka, chciała dla niego jak najlepiej. Kiedy dowiedziała się o skrywanym uczuciu do pewnej dziewczyny, wbrew pozorom bardzo się ucieszyła. Po cichu liczyła na to, że przyczyni się to do zmiany decyzji Dracona względem obranych stron. Niestety, presja narzucona przez ojca, a także strach o niewinne życie przechyliły szalę na korzyść zła. Do tego absurdalny pomysł Blaise’a Zabini’ego, który okazał się być strzałem w dziesiątkę w kwestii bezpieczeństwa, niestety przy okazji pokomplikował życie dwóch osób do tego stopnia, że te trzy minione lata mogły wydawać się nie do odzyskania. Narcyza nigdy nie była osobą nazbyt ufającą w szczęśliwe zakończenia, jednak tym razem wierzyła w nie tak mocno, że aż czuła fizyczny ból ściskającego się w jej piersi serca. Zdawała sobie sprawę, że niektóre procesy zachodzące w głowie człowieka ugodzonego potężnym zaklęciem mogą być nieodwracalne, a przynajmniej niezwykle trudne do naprawy, mimo to nie dopuszczała do siebie myśli, że jej ukochane dziecko mogłoby być pozbawione chociażby minimalnej szansy na powrót do tego, co dawało mu niezmierną radość. Jej rozmyślania przerwał charakterystyczny dźwięk teleportacji. Odwróciła głowę w stronę wejścia, w którym po chwili pojawił się blondyn.
- Witaj, mamo. – to mówiąc podszedł do rodzicielki i ucałował ją delikatnie w czubek głowy.
Narcyza uśmiechnęła się, a po jej ciele rozlało się przyjemne uczucie ciepła, bynajmniej nie  spowodowane przez herbatę. To miłość i przywiązanie między matką, a jej dzieckiem przynosiła tak wspaniałe odczucia.
- Witaj synku, jak minął dzień?
Draco usiadł w fotelu po przeciwnej stronie i nalewając sobie herbaty do drugiej filiżanki, odpowiedział:
- Nic nadzwyczajnego. Byłem na Pokątnej, żeby zorientować się jak to wszystko teraz tam wygląda, później odwiedziłem Gringotta i udałem się na małe zakupy. Mam też coś dla ciebie. – Malfoy uśmiechnął się i wyciągnął z kieszeni marynarki małe, brązowe pudełeczko, owinięte kremową wstążką.
Narcyza nieco zaskoczona, ale też ucieszona wzięła od syna prezent i niezwłocznie go otworzyła. Jej oczom ukazała się delikatna bransoletka z białego złota, której końce zbiegały się na figurce małej jaskółki. Popatrzyła wzruszona na chłopaka i uśmiechnęła się ciepło.
- Dziękuję, Draco. Jest cudowna. Rozumiem, że ta jaskółka to nie przypadek?
- Jak zawsze mnie przejrzałaś. – blondyn również uśmiechnął się i pomógł kobiecie nałożyć bransoletkę – Ta jaskółka to symbol twojej wolności, mamo. Chciałem, żebyś o tym już zawsze pamiętała. Bo tak właśnie jest: jesteś wolna nie tylko od tyranii. Jesteś niezależnym człowiekiem, a także silną kobietą, która ma prawo do wspaniałego i spokojnego życia. Wiem, że te trzy lata beze mnie dały ci trochę w kość, musiałaś pozbierać do kupy nie tylko siebie, ale też ogarnąć po części mnie, ale dałaś radę. Zresztą jak zawsze. Dlatego tak bardzo zależy mi na tym, byś nie musiała obawiać się tego, że cokolwiek mogłoby cię znowu ograniczać.
Narcyzie łzy stanęły w oczach i choć usilnie starała się nie wypuścić ich na zewnątrz, to kilku kroplom się to udało. Przetarła je delikatnie, nie chcąc zniszczyć makijażu, po czym odezwała się lekko drżącym od emocji głosem:
- Jesteś najwspanialszym darem, jaki kiedykolwiek mogłam dostać od losu. Zawsze wiedziałam, że masz dobre serce. Dziękuję synu, nie tylko za tę bransoletkę, ale przede wszystkim za to, że po prostu jesteś. Cały, zdrowy i przy mnie.
Draco nic już nie powiedział, ucałował jedynie dłoń matki i udał się do swojego pokoju.
Blondynka patrzyła na oddalającą się sylwetkę jedynego mężczyzny w jej życiu, który potrafił ją tak uszczęśliwić, nawet drobnym gestem. Odwróciła głowę w bok, by spojrzeć na zegar i sprawdzić, która jest godzina, ale zamiast tego jej uwagę przykuła książka leżąca na półce nad kominkiem. Podeszła do niej i wzięła do ręki. Doskonale znała tę książkę. Uśmiechając się lekko, otworzyła ją na ostatniej stronie i przeczytała w myślach widniejące tam słowa. Westchnęła i odłożyła ją z powrotem.
- Jeszcze tylko troszkę.


***

Dźwięk dzwonka do drzwi wyrwał Ginny z przemyśleń na temat tego, jakiej przyprawy najlepiej użyć do dzisiejszego obiadu. Wytarła ręce w ścierkę i upewniając się, że Bianca spokojnie i bezpiecznie bawi się na dywanie w pokoju obok, poszła przywitać niespodziewanego gościa. Ku jej uciesze, ale też zaskoczeniu w progu stała jej najlepsza przyjaciółka.
- Hej Gin.
- No hej Hermi, wchodź! – rudowłosa przesunęła się, by zrobić miejsce pannie Granger.
Hermiona posłusznie weszła do środka, zdjęła swój beżowy płaszczyk i odwiesiła na wieszak. Ucałowała Ginny w policzek na przywitanie i przeszła do pokoju, w którym znajdowała się jej chrześnica. Dziewczynka gdy tylko zauważyła kobietę, od razu popędziła w jej stronę.
- Ciocia Helmi!
- Cześć słoneczko. – wzięła małą na ręce i przytuliła mocno do siebie – Tęskniłam za tobą, wiesz?
- Ja za tobą tez! Fajnie, ze psysłaś. Zostanies na obiad? Mamusia lobi coś pysnego!
- Jak zawsze. Pewnie, że zostanę, ale póki co wracaj do zabawy, bo ja muszę porozmawiać z mamusią. – odstawiła Biancę na ziemię i zwróciła się do przyjaciółki – Mam ci coś ważnego do powiedzenia.
Ginny skinęła głową dając znak, że rozumie, po czym wskazała Hermionie sofę i poszła do kuchni, by przygotować herbatę. Wróciła po pięciu minutach, niosąc w dłoniach dwa kubki.
- No to słucham, o co chodzi? – ruda nie ukrywała zarówno zdziwienia, jak i ciekawości.
- Miałam wczoraj poważną rozmowę z Blaisem. – kasztanowowłosa widziała, jak kobieta spięła się na dźwięk imienia byłego(?) ukochanego, jednak kontynuowała – Powiedział mi coś odnośnie Dracona.
Panna Weasley wzięła głęboki wdech, szykując się na torpedę zarzutów, jednak zamiast tego usłyszała jedynie ciche, pełne bólu zdanie:
- Draco w ogóle nie wie o moim istnieniu.

__________________________________________________________________
*zaklęcie całkowicie przeze mnie zmyślone
**jak wyżej

 Nawaliłam, przepraszam.
Nie będę się tłumaczyć, bo musiałabym znów powtórzyć to samo. Przykro mi, że nie dałam rady.
Nie wiem, czy ktoś tu w ogóle jeszcze wejdzie, jednakże wstawiam tego posta z nikłą nadzieją, że 'a może jednak'.
Czas pokaże.
Ściskam,
Silje.