Po wysłaniu wiadomości do Zabiniego, Hermiona wstała ze
swojej wygodnej kanapy i ruszyła do kuchni. Spojrzała na zegarek stwierdzając,
że na kawę jest już zbyt późna pora, dlatego zdecydowała się na kakao. W
międzyczasie, gdy mleko podgrzewało się w mikrofalówce, dziewczyna nasypała
kakao do kubka i czekała. Po usłyszeniu charakterystycznego dźwięku,
oznajmiającego zakończenie podgrzewania, zalała zawartość kubka i wróciła do
salonu. Usiadła z powrotem na miejsce, w którym zaledwie parę minut smacznie
drzemała i już chciała zanurzyć usta w cudownie pachnącym napoju, kiedy
dojrzała swoją torebkę, leżącą na półce przy telewizorze. Mimo jej
rozleniwionego umysłu, potrzebowała dosłownie chwili, by zorientować się, że
było coś, o czym powinna była pamiętać. Utkwiła wzrok w torebce i nagle ją
oświeciło. List.
Niepewnie podeszła do półki, odstawiając ostrożnie parujący
nadal kubek, by po chwili porwać z niej torebkę i wyciągnąć zieloną kopertę.
Nie wiedziała nawet, ile tak wpatrywała się w papier, bijąc się z myślami, czy
na pewno ją otwierać, czy może lepiej nie. Wahała się, a to już był powód, dla
którego gotowa była wyrzucić to przekleństwo do kosza. Bo przecież ona nigdy
się nie waha – taka już jej gryfońska natura. Najbardziej jednak irytował ją
fakt, że nie potrafiła jasno sprecyzować, dlaczego tak bardzo wzbrania się od
otwarcia koperty. Czy chodziło tylko o to, co powiedział Blaise? Czy może o to,
że bała się treści, która przywoła niechciane wspomnienia? A może po prostu
chodziło o sam fakt tego, że ten list był od Niego?
Pokręciła szybko głową, próbując w ten sposób odgonić od siebie niepotrzebne
myśli. Wróciła na kanapę i zdecydowanym ruchem rozerwała papier, po czym
wyciągnęła poskładany list. Serce, wbrew rozsądkowi, zaczęło bić szybciej, a
ręce pocić. Rozłożyła kartkę, która okazała się być większa, niż jej się
zdawało i zaczęła czytać.
Najdroższa Mimi.
Wiem, że nie powinienem się tak do
Ciebie zwracać, mając świadomość, jak bardzo lubisz, gdy tak do Ciebie mówię, a
jak bardzo Cię rozczaruję dalszymi zdaniami… Ale nie potrafię inaczej. Bo
zawsze byłaś i będziesz moją kochaną Mimi. Z uśmiechem, czy bez, daleko, czy
blisko, smutna i zła, czy szczęśliwa i radosna – nieważne. Dla mnie zawsze nią
będziesz. I niestety jest to chyba jedyna rzecz, jaką mogę Ci tak naprawdę
obiecać. No, może jeszcze poza tym, że będę Cię zawsze kochał. I proszę, wręcz
błagam: zapamiętaj to. Nieważne, co by się nie działo, to moje zimne serce
zostaje Twoje na zawsze. Dlaczego tak bardzo tego pragnę? Odpowiedź jest zbyt
prosta i zbyt druzgocąca, jednak muszę to napisać. Proszę Cię o to, ponieważ
muszę odejść.
Od początku wiedziałem, że wszystko,
co jest między nami, będzie miało w końcu swój kres. Stawiałem jednak bardziej
na to, że mój paskudny charakter przepędzi Cię szybciej, niż oboje byliśmy w
stanie pomyśleć. Ale Ty, nawet mimo tego, że irytowałem Cię i wkurzałem
momentami do ostateczności, nigdy nie dałaś za wygraną. Zawsze trwałaś, twarda,
silna, wytrzymała. Odważnie stawiałaś czoła moim humorkom, a także tym ciężkim
chwilom zwątpienia, które nawiedzały mnie dość często. Tak naprawdę, to chyba
Ty walczyłaś o nas bardziej ode mnie, choć ja, jako facet powinienem to robić
samoistnie…
To, że byliśmy razem było czymś
niezwykłym i nieprzewidywalnym, czymś, czego nigdy nie planowałem, ani o czym
nawet nie pomyślałem przez sekundę. To uczucie, które we mnie stworzyłaś,
spadło na mnie niczym grom z jasnego nieba i wtedy już wiedziałem, że przez ten
cały czas moje klapki na oczach nie pozwalały mi na dostrzeżenie tego, co było
na wyciągnięcie ręki od dawna. Pomogłaś mi znaleźć w sobie pokłady nadziei i
ciepłych uczuć, które od zawsze tłumiłem w zarodku, święcie przekonany, że
stalowe serce, dodatkowo okute lodem, nie jest zdolne do niczego innego, poza
zwykłym pompowaniem krwi. I w tej chwili, to serce, które ostudziłaś, do
którego znalazłaś klucz, a którego ja nie mogłem znaleźć przez prawie całe
życie, rozpada się na milion kawałków i nic nie będzie w stanie ich już skleić…
Chyba, że los się do mnie uśmiechnie, w co jednak naprawdę szczerze wątpię.
Zapytasz pewnie: dlaczego się rozpada? Odpowiedź jest prosta… Każdy najmniejszy
milimetr tego serca należy do Ciebie i tylko Ty jesteś w stanie napędzać go do
jakiekolwiek życia, a nawet istnienia. Bez Ciebie będzie tylko nic nieznaczącym
organem, który w chwili zamknięcia się za mną drzwi dormitorium, bezpowrotnie
utracę.
Nigdy nie byłem wylewny w uczuciach,
czasami nawet bywałem trochę zbyt mało romantyczny, ale to akceptowałaś i
widziałem, że bardzo się starasz, żeby to nadgonić. Nie przeszkadzało Ci to, że
nie wyskakuję z dziwnymi niespodziankami, jak Blaise, ani nie obdarowuje Cię na
każdym kroku słodkimi pocałunkami. Ani razu nie narzekałaś na brak czułości, co
było dla mnie ogromną ulgą, ponieważ wiedziałem, że Ty wiesz, że i bez tego
wszystkiego masz mnie całego, na ten mój pokręcony sposób. Ale teraz… Teraz to
wszystko, co razem przetrwaliśmy, a także to, czego nie będziemy mogli nigdy
mieć zderzyło się we mnie, powodując ogromny wybuch, którego nie jestem w
stanie kontrolować. Z jednej strony chcę wyć i krzyczeć, z drugiej biec do
Ciebie, przytulić i powiedzieć, że mam to wszystko gdzieś i zostaję z Tobą, a z
trzeciej… Cholernie się boję, dlatego Cię zostawiam. Wiem, że to żadne
usprawiedliwienie, ale robię to przede wszystkim dla Ciebie i Twojego
bezpieczeństwa. Nie mogę dopuścić do tego, by stało Ci się cokolwiek złego.
Zapewne nie raz zastanawiałaś się,
dlaczego unikam słów takich jak „nigdy” lub „zawsze”. Oto właśnie jest powód –
bo wiedziałem, że na końcu i tak będę musiał Cię zranić i zostawić. Z całych
sił starałem się, walczyłem i kombinowałem, żeby jednak nie musieć tego robić,
ale mimo to poniosłem porażkę. Szkoda, że to nie jedna z tych, która jest
nawozem do sukcesu…
Niemal czuję fizyczny ból całego
ciała na samą myśl o tym, że pewnie czytając ten list będziesz rzewnie płakać.
Doskonale wiesz, jak bardzo nienawidziłem u Ciebie choćby najmniejszej oznaki
smutku czy niezadowolenia. Starałem się wtedy niwelować to jak najszybciej i
jak najlepiej. Niezły paradoks, prawda? Ale to nie wszystko… Czuję się tak
okropnie nie tylko ze względu na to, że Cię zawiodłem, ale też dlatego, że
chciałem Ci dać wszystko, o czym marzyłaś. Dom, szczęście, rodzinę…
Pamiętasz, jak dowiedzieliśmy się,
że Blaise i Wiewiórka będą mieli dziecko? To był jeden z najgorszych dni w moim
życiu. Jasne, cieszyłem się bardzo z ich szczęścia, ale w środku oprócz
szczerej radości, była równie wielka zazdrość i ból, że ja nigdy nie będę mógł
pochwalić im się tak samo, jak oni nam. I jest to kolejny gwóźdź do mojej trumny
– ponieważ jestem świadom tego, że któregoś dnia odnajdziesz kogoś na moje
miejsce, będziesz z nim szczęśliwa, a ja wrócę i będę mógł tylko na to patrzeć,
gryząc zęby i zaciskając pięści z bezsilności.
Na koniec chciałbym Cię jeszcze raz
bardzo przeprosić. Wiem, że nie zasługuję na Twoje wybaczenie, ani nawet na
Twoją pamięć o mojej osobie, ponieważ tacy tchórze jak ja, którzy wysługują się
listem, zamiast rozmową w cztery oczy, nie zasługują na tym w żadnym stopniu.
Jednakże chcę, byś wiedziała, że robię to celowo. Nie zniósłbym ani sekundy
patrzenia na Twoje cierpienie.
Może kiedy wojna się skończy i wygra
ta strona, która powinna… Może wtedy uda mi się choć na chwilę uśmiechnąć
wiedząc, że jesteś bezpieczna.
Kocham Cię, Hermino Jane Granger. I
łamiąc swoją żelazną zasadę dodam, że na zawsze.
Draco.
Po raz kolejny tego dnia, świat stanął. Czuła się tak, jakby
znajdowała się w jakiejś cholernej próżni, a jedynym źródłem życia, był list
znajdujący się w jej rękach. Nie wiedziała kiedy łzy zaczęły toczyć się
strumieniami po jej policzkach, ani nie mogła jednoznacznie stwierdzić, co
właściwie czuje w tej chwili. Pustka, jaka ją ogarnęła, przyćmiła na moment
falę bólu i goryczy, która nastąpiła chwilę później. Nie potrafiła sprecyzować,
co boli ją bardziej: pęknięte serce i nowo otwarte rany, czy paznokcie wbijające
się w jej miękką skórę, raniąc ją do krwi. Patrzyła rozmazanym wzrokiem na
ostatnie słowa listu, nie mogąc uwierzyć, że przez tyle czasu żyła w
przekonaniu, że została bestialsko wykorzystana i porzucona przez człowieka,
któremu oddała całą siebie, którego pokochała miłością tak silną, że momentami
sama nie wiedziała, jak to jest możliwe. Przez trzy lata żyła w niewiedzy,
próbując bezskutecznie znienawidzić Draco, zapomnieć, albo chociaż nie czuć
kołatania serca na najmniejszą wzmiankę o jego osobie. Rzuciła się w wir pracy,
mając ogromną nadzieję, że to pomoże jej oderwać się od przeszłości. Co prawda
dorobiła się swojego własnego magazynu, który sprzedawał się czasami nawet
lepiej od Proroka Codziennego, ale wiedziała doskonale, że to nie było to,
czego pragnie. Satysfakcjonował ją sukces zawodowy, ale na tle uczuciowym
ponosiła same porażki. Po wojnie spotkała się raptem z trzema mężczyznami,
jednak żaden jej ani nie zachwycił, ani nie wzbudził jej martwego serca.
Podświadomie wiedziała, że zdolny do tego jest tylko On.
Nie mogąc dłużej wytrzymać bólu przeszywającego jej ciało
oraz umysł, odłożyła list na bok, zwinęła się w kłębek i wciąż szlochając w
poduszkę, próbowała się w miarę uspokoić. Wyczerpana silnymi emocjami, zapadła
po chwili w niespokojny sen.
***
Kolejny dzień przywitał mieszkańców Londynu ciepłą i
słoneczną pogodą, co było zjawiskiem nader niezwykłym. Wszyscy ludzie,
niezależnie od tego, czy spieszyli się właśnie do pracy, czy też siedzieli w
domu, przyjmowali promienie słońca w wielkimi uśmiechami na twarzach. Nie
inaczej było z Ginny Weasley, która nie mogąc stracić takiej okazji,
postanowiła wyjść na spacer ze swoją córeczką. Wsadziła więc małą do wózka i
udała się do pobliskiego parku. Ku uciesze wielu, w parku znajdował się plac
zabaw, na którym dzieci mogły się wyszaleć, dając swoim rodzicom nieco
wytchnienia. Ginny zajęła ławkę niedaleko piaskownicy i wypuściła Biancę z
wózka. Dziewczynka od razu pobiegła w stronę drewnianego ogrodzenia, by po
chwili radośnie zacząć budować pierwszą babkę. Rudowłosa patrzyła na nią z
czułością w oczach i uśmiechem na twarzy. Zaabsorbowana poczynaniami córki, nie
zwróciła uwagi na to, że ktoś się do niej przysiadł.
- Cześć Rudzik.
Słysząc ten głos omal nie spadła z ławki. Odwróciła szybko
głowę, nie wierząc własnym uszom i oczom. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i
niemal rzuciła na przybysza, tuląc go do siebie.
- Draco! Wróciłeś! – blondyn zaśmiał się, również obejmując
przyjaciółkę. Trwali tak kilka sekund, po czym Ginny ponownie się odezwała – Co
tu robisz?
- No cóż, chciałem Ci zrobić niespodziankę, więc udałem się
pod adres, który mi podałaś jakiś czas temu i akurat gdy dochodziłem na
miejsce, zauważyłem jak wychodzisz z małą. Postanowiłem iść za wami i oto
jestem.
Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej i szturchając
Draco w ramię, powiedziała:
- Zawsze byłeś dobry w zaskakiwaniu ludzi.
- Owszem, to prawda. Ale przejdźmy do konkretów: co tam
słychać? Jak ci się układa, no i jak tam moja chrześnica się sprawuje? – to
mówiąc kiwnął głową w stronę ciemnowłosej dziewczynki, aktualnie poklaskującej
samej sobie na znak udanej babki.
- U mnie… Właściwie, to w porządku. Czuję się dobrze, mała
rośnie jak na drożdżach i zadaje niestety coraz więcej pytań, jak to trzyletnie
dziecko. Ale ogólnie nie mogę narzekać. A co u ciebie?
- Żyję, a to wielki sukces. A tak naprawdę, to jest dziwnie,
ale chyba dobrze. Wróciłem do domu, uszczęśliwiając przy tym moją matkę, co
jest dla mnie powodem do radości. A poza tym to nic.
- Jest dziwnie? Dlaczego? – dziewczyna popatrzyła na niego
pytającym wzrokiem. W jej głowie uformowała się pewna myśl, jednak wolała nie
mówić jej na głos.
- Przede wszystkim: przeszedłem tak jakby terapię. Mój wuj
okazał się być naprawdę dobry w swoim fachu i pomógł mi wyjść na prostą w
kwestii moich emocji po wojnie. Jednak… Czuję w środku, że coś jest nie tak,
jak być powinno. Napotykam rzeczy, albo zdarzają się sytuacje, w których
popadam w jakąś dziwną dezorientację, jakbym już kiedyś miał z czymś takim do
czynienia, tylko ktoś wyprał mi mózg i tego nie pamiętam.
Ginny zmarszczyła brwi, wiedząc doskonale, o czym mówi
chłopak. Jednak westchnęła tylko i odparła:
- Może po prostu wracają wspomnienia? No wiesz, ludzie mają
tak czasami, że aby się uchronić przed wyrzutami sumienia, zatracają w sobie
cząstkę człowieczeństwa, próbują wyprzeć z mózgu różne, ich zdaniem, zbędne
informacje, żeby później było łatwiej.
Malfoy zastanowił się chwilę nad tym, co powiedziała i
stwierdził, że faktycznie coś w tym jest. Nadal jednak nie rozumiał pewnej
rzeczy…
- Gin?
- Hm?
- Jesteś kobietą, więc jak sądzę, będziesz bardziej wrażliwa
niż taki Zabini… Jak możesz, to wytłumacz mi pewną rzecz. Będąc te trzy lata w
Barcelonie, poznałem parę kobiet, które mnie zainteresowały. Jak dobrze wiesz,
skończyłem z podchodami na miarę palanta z kasą w kieszeni, ale z brakiem
wyczucia i naprawdę chciałem się zaangażować, ale… Nie mogłem. Coś w mojej
podświadomości nakazywało mi zaprzestać tego, zupełnie, jakby poczucie czegoś
więcej do nich było czymś bardzo złym. Na dodatek miałem wrażenie, jakbym miał
kogoś zranić, jeśli dopuściłbym do głębszej więzi… To bardzo męczące, jeśli mam
być szczery. Dlatego pytam Ciebie, jesteś lepsza w tych uczuciowych sprawach
niż ja.
- Hm…Tak jak mówiłam, czasem ludzie świadomie wypierają się
pewnych rzeczy, jakby to miało im w czymkolwiek pomóc, zapominając jednak, że
wszystko zawsze do nas wraca. Może ty też kiedyś miałeś osobę, na której ci
bardzo zależało, ale nie mogłeś z nią być, więc chciałeś zapomnieć o tym kimś
tak bardzo, że przyprawiło Cię to o taki, a nie inny efekt uboczny? – mówiąc
to, rudowłosa przeklinała samą siebie w duchu. Ledwo wydusiła z siebie ostatnie
dwa słowa, wiedząc doskonale, dlaczego jej przyjaciel czuje to wszystko. W jej
sercu na nowo odrodziło się poczucie winy, które tak usilnie próbowała trzymać
na wodzy przez te wszystkie lata. Dziwiła się, że była w stanie w ogóle
powiedzieć to wszystko, a widząc skupioną twarz blondyna analizującego to, co
powiedziała, miała ochotę walnąć samą siebie w twarz i wykrzyczeć mu całą
prawdę. Ciszę przerwał Draco, którego słowa sprawiły, że poczuła się jeszcze
bardziej podle.
- Coś w tym jest. Może faktycznie kiedyś ktoś był… Nie wiem.
Życie w Hogwarcie było jednym wielkim melanżem, poza siódmym rokiem, rzecz
jasna. Wtedy wszystko się zmieniło…
- Owszem. Ale najważniejsze jest to, że dałeś sobie z tym
wszystkim radę, a nawet przezwyciężyłeś przeciwności i jesteś teraz tym, kim
jesteś. A mianowicie Draco Malfoy’em, jednym z najbardziej przystojnych facetów
stąpających po ziemi, inteligentnym, ale przede wszystkim niezależnym
mężczyzną, który zasługuje na dobre życie. – to mówiąc, położyła mu swoją dłoń
na jego, ścisnęła i uśmiechnęła się do niego.
Przez chwilę Draco nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Czy
naprawdę tak było? Czy zasługiwał na spokój i szczęście, a także to „dobre
życie”, o którym mówiła Ginny, nawet po tym wszystkim, co zrobił? Niezaprzeczalną
prawdą było to, że działał pod przymusem. Nie chciał być Śmierciożercą, nie
chciał krzywdzić innych ludzi, nie chciał być takim zimnym, wyrachowanym i
bezuczuciowym posągiem, jak jego zmarły ojciec. A jednak pozwolił na to, by
podjęto wybór za niego. Przystąpił do ciemnej strony, robił rzeczy, za które do
tej pory pokutuje, ale wycierpiał też swoje. Czy taki człowiek ma prawo do
godnego życia? Spojrzał na lekko zmartwioną jego milczeniem twarz Ginny i z jej
oczu wyczytał, że mówi prawdę. Nie mógł ciągle obarczać się przeszłością,
musiał iść na przód, tak jak to tłumaczył mu jego wuj i jak sam poprzedniego
wieczora radził Zabiniemu.
- Sądzę, że masz rację. Muszę spróbować żyć tak, jak zawsze
chciałem. – odwzajemnił uśmiech, po czym spojrzał na małą dziewczynkę, która
pędziła właśnie w ich kierunku.
- Mamusiu! Pac, jaką ładną zlobiłam babkę! – to mówiąc
dziewczynka wyciągnęła przed siebie dwie małe rączki, na których spoczywała
zdekonstruowana piaskowa babka w kształcie kwiatka.
- Jest śliczna, skarbie. Idzie ci z tym coraz lepiej, za
niedługo zbudujesz cały zamek! – Ginny odwróciła się w stronę córki i poprawiła
jej niesforny kosmyk włosów, który wydostał się spod niebieskiej spinki.
Bianca natomiast przeniosła wzrok ze swojej mamy na
siedzącego obok niej Draco i ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, zapytała:
- Mamo? A co to za pan?
- Pamiętasz, jak opowiadałam ci o wujku, który mieszka
daleko, ale bardzo cię kocha i nie może doczekać się, aż cię zobaczy?
Mała kiwnęła głową na znak zrozumienia, po czym zwróciła się
do blondyna:
- Ty jesteś wujek Dlaco?
- Tak kochanie, to ja, we własnej osobie.
Ku uciesze, a zarazem zdziwieniu obojga dorosłych, Bianca
niemalże rzuciła się na Draco, pchając mu się na kolana i przytulając się do
niego mocno. Zdezorientowany mężczyzna na początku nie bardzo wiedział, jak ma
zareagować, zwłaszcza, że nigdy nie miał do czynienia z małymi dziećmi, ale już
po chwili po prostu objął małą ramionami i pocałował delikatnie w czubek głowy.
Sam nie wiedział, jak zdobył się na takie coś, ponieważ uważał, że nie jest
zdolny do okazywania czułości, jednak ta mała istotka wzbudziła w nim płomień,
który ocieplił jego zimne serce i pchnął go do tego, co zrobił. Trwali tak
zaledwie chwilę, jednak ta chwila sprawiła, że poczuł się naprawdę dobrze.
- Naleście wlóciłeś! Mamusia mi tobie mówiła, ze jesteś
daleko, bo masz jakieś wazne splawy do załatwienia. Ale obiecała, ze psyjedzies,
no i jesteś! Dziękuję, ze jesteś wujku! – te słowa utwierdziły Draco w
przekonaniu, że faktycznie nie jest jednak tylko zimnym posągiem.
- Ja też się cieszę, że jestem, Bianco. Nie mogłem się
doczekać, kiedy cię w końcu zobaczę. Bardzo tęskniłem za tobą i twoją mamą, ale
na szczęście udało mi się załatwić wszystkie sprawy, jakie miałem na głowie i
wróciłem.
- I zostaniesz jus? Na zawse?
- Tak. Na zawsze.
Ginny siedziała, a serce rosło jej w piersi na ten widok. W
tym momencie była szczęśliwa jak nigdy dotąd. Jej przyjaciel wrócił na stałe do
domu, a do tego stał się, jak szło szybko zauważyć, ulubieńcem jej
najukochańszej córki. I choć nadal bardzo przeszkadzała jej szpilka wbita w
serce, świadcząca o poczuciu winy, które w niej narastało, to na tą chwilę nie
chciała o tym myśleć, lecz skupić się na pozytywach. Pogrążona w myślach nie
zauważyła nawet, kiedy Bianca wypuściła z objęć blondyna i na powrót znalazła
się w piaskownicy, śmiejąc się głośno i radośnie.
- Chyba mnie polubiła. – stwierdził Draco, nadal obserwując
dziewczynkę.
- Chyba na pewno.
- Cieszy mnie to.
- Mnie również Draco, naprawdę. I mam nadzieję, że Twoje
słowa nie są jedynie pustym zapewnieniem małego dziecka. – spojrzała uważnie na
blondyna, chcąc wyczytać cokolwiek z jego twarzy.
- Nie, Ginny. Naprawdę nigdzie się już nie wybieram. Czuję,
że powrót tutaj to coś, czego potrzebowałem od dawna, jednak nie potrafiłem się
przełamać. To dziwne, ale mam wrażenie, że spotka mnie tu w końcu coś dobrego.
– odwrócił głowę w stronę rudowłosej i uśmiechnął się łagodnie.
W innym przypadku słowa wypowiedziane przez przyjaciela
bardzo by ją usatysfakcjonowały, jednakże w obliczu wydarzeń z przeszłości
sprawiły tylko, że ponownie poczuła się jak zwykła kłamczucha. Mimo to zebrała
się na odwzajemnienie uśmiechu, mając wewnętrzną nadzieję, że wypowiedź Draco
znajdzie swoje urzeczywistnienie.
- A właśnie… Jest jeszcze coś, o czym chciałem z tobą dziś
porozmawiać.
- O co chodzi?
- O Blaisa.
Ginny momentalnie spięła się, a mina jej zrzedła. Domyślała
się co prawda, że nadejdzie dzień, w którym Draco wszystko z niej wyciśnie, ale
cały czas wierzyła, że może jednak sobie odpuści. Wystarczyło jej to, że
każdego dnia pluła sobie w brodę, że była taka głupia i w obliczu
wyimaginowanego zagrożenia, podeptała wszystkie plany i nadzieje, rozdzierając
przy tym na kawałki nie tylko swoje, ale też serce bruneta. Westchnęła
przeciągle, zwieszając głowę i nie wiedząc, co ma powiedzieć. Bo jak miała
wytłumaczyć coś, czego sama do końca nie była w stanie zrozumieć? Wiedziała
jedynie, że to był błąd, za który musiała płacić nie tylko ona, ale też jej
córka. I chociaż nie ograniczała jej kontaktu z ojcem w żaden sposób, to nie
zmieniało to faktu, że i tak nie było to to, co być powinno.
- Draco… Co mam ci powiedzieć? No co? Zwaliłam sprawę,
zostawiłam go, bo coś sobie ubzdurałam w głowie i tyle… Żałuję tego, ale jestem
świadoma tego, że go bardzo skrzywdziłam i nie zasługuję na to, by przyjął mnie
z powrotem. Nigdy nawet przez myśl mi to nie przeszło. Dlatego związałam się z
Josh’em...
- I jesteś z nim szczęśliwa?
- Chyba tak. To znaczy… Jest dobry dla mnie i Bianci. Nie
robił mi nigdy wyrzutów o to, że pozwalam spotykać się małej z ojcem.
- Jakoś mnie to nie dziwi…
- Co masz przez to na myśli?
- Jak mógłby to robić, skoro aranżujesz spotkania przez
jakąś przyjaciółkę, zamiast robić to osobiście? – odpowiedział Draco, kładąc
nacisk na ostatnie słowo.
Rudowłosa po raz kolejny poczuła ogromną kulę w gardle,
która niemal przyprawiała ją o tępy ból.
- Więc powiedział ci?
- Nie trudno było to z niego wyciągnąć. On cierpi, Ginny. Cierpi, bo nadal cię kocha,
nawet jeśli się do tego nie przyznaje. Nie chciałabyś widzieć, jak zareagował
na wieść o tym, że masz zamiar wyjść za mąż.
- Wiem, że to głupie i dziecinne, ale… Naprawdę nie jestem w
stanie się z nim spotkać. Nie wiem, jak miałabym się zachować, co powiedzieć…
Nie mieliśmy najmniejszego kontaktu odkąd go zostawiłam. Od tamtego czasu
widziałam się z nim tylko raz – kiedy urodziłam Biancę, a on przyszedł zobaczyć
ją do szpitala. Widziałam, że chce ze mną porozmawiać, ale ja nie mogłam. To za
bardzo bolało… Poza tym, cały czas czuję wyrzuty sumienia, a wtedy to już w
ogóle czułam się paskudnie. Później popadłam w depresję i tylko ty oraz ta moja
przyjaciółka, podtrzymywaliście mnie na duchu. Nie raz chciałam chociażby
napisać list do Blaisa, żeby mu wytłumaczyć swoje postępowanie, ale nie
umiałam. Później poznałam Josh’a, przy którym miałam nadzieję, że jakoś się
odnajdę. Owszem, udało mi się poukładać co nieco moje życie, ale Zabini dalej
siedzi mi w sercu… I choć to brzmi absurdalnie, bo przecież jestem zaręczona i
za pół roku mam zostać panią Lediel, to właśnie taka jest prawda. Poza tym
Bianca na każdym kroku mi o nim przypomina. A kiedy wraca do domu po spotkaniu
z nim… To już w ogóle jest koszmar. Nie dość, że papla o nim przez kolejne trzy
dni, to jeszcze zazwyczaj pachnie jego perfumami… - nie wiedziała nawet, kiedy
jej oczy zaszły łzami, a głos stał się drżący i przerywany. Z jednej strony
poczuła się lepiej, bo wreszcie wyrzuciła z siebie to, co ją dręczyło przez
bardzo długi czas, ale z drugiej otworzyła przy tym szufladę wspomnień, które
starała się usilnie trzymać na wodzy, a nawet o nich całkiem zapomnieć.
Malfoy patrzył na nią z troską w oczach. Nie zastanawiając
się zbyt długo, przytulił ją do siebie, głaszcząc przy tym jej miękkie włosy.
Odkąd tylko zaczęli się przyjaźnić, zawsze starał się być dla niej nie tylko
zwykłym oparciem, ale naprawdę pomocną dłonią. Cieszył się, że ją ma, ponieważ
nie raz dawała mu nadzieję na lepsze jutro. W kryzysowych momentach, kiedy już
nawet kazania wuja nie pomagały, wystarczyła krótka wiadomość od niej, by
poczuł się pewniej i odzyskał wiarę w siebie. Dlatego chciał z całego serca, by
i ona mogła być w końcu szczęśliwa. Nie przyznawał tego otwarcie, ale ciągle
miał nadzieję na to, że dwójka jego najlepszych przyjaciół jednak się ze sobą
znowu zejdzie. Pragnął tego, bo widział, jak bardzo im zależy na sobie
nawzajem. Momentami miał ochotę zdzielić po głowie i nawrzeszczeć na nich
obojga, żeby się spięli i wzięli do kupy, zaczęli walczyć o siebie, ale
powstrzymywała go myśl, że nie może im dyktować tego, jak mają żyć i załatwiać
swoje sprawy. Uzbroił się więc w cierpliwość, czekając na dzień, w którym
otworzą oczy i zaczną działać.
- Może i nie rozumiem tego do końca, ale wiem jedno:
kochacie się dalej i to jest najważniejsze. Nie buntuję cię przeciwko Josh’owi,
bo go nawet jeszcze nie poznałem, ale wiem, co siedzi w głowie twojej i Diabła.
Nie zmuszam cię też do diametralnej zmiany decyzji, raczej mam na myśli, że
dobrze by było, gdybyś chociaż spróbowała odbudować z Blaisem relacje czysto
międzyludzkie. Żebyś przestała uciekać.
Ginny podniosła głowę, spojrzała w stalowoszare i nader
przenikliwe oczy blondyna, stwierdzając, że ma całkowitą rację. Przecież była
już dużą dziewczynką i musiała podjąć w końcu jakąś inną decyzję, niż tylko
ciągłe chowanie się i uciekanie od prawdy i rzeczywistości. W tym momencie
poprzysięgła sobie również, że choćby miała stanąć na rzęsach, to przywróci
także harmonię w życiu Draco i Hermiony. W końcu wiedziała, co się stało te
lata wstecz, znała plan Zabiniego i nawet mu w nim pomogła. Siedzieli w tym
razem wtedy, więc będą musieli to też odkręcić razem teraz. I jeśli to miałby
być jedyny, poza Biancą oczywiście, powód, dla którego miała się przełamać i
skonfrontować z Blaisem, to to zrobi. Bo musi, bo tak trzeba, bo jest im to
winna. Uśmiechnęła się i pokiwała głową twierdząco.
- Co prawda, to prawda. Kto by pomyślał, że Książę
Slytherinu będzie mi prawił gadki moralizująco-uświadamiające?
- No właśnie, kto by pomyślał… - zaśmiali się oboje i
wrócili do poprzednich pozycji.
Siedzieli tak jeszcze godzinę, rozmawiając i śmiejąc się,
ale nie wspominając już nic na temat przeszłości. Patrzyli przy tym na
rozradowaną ciemnowłosą dziewczynkę, napawając się swoim dawno oczekiwanym
towarzystwem i ciepłymi promieniami słońca, które ogrzewało ich uśmiechnięte
twarze.
***
Na zegarze wybiła równo godzina 20:00, gdy Hermiona usłyszała
dźwięk dzwonka do drzwi. Wstała z kanapy i poszła otworzyć. W progu stał nie
kto inny, jak Blaise Zabini z miną cierpiętnika. Kasztanowo-włosa wpuściła go
bez słowa do środka i zamknęła drzwi. Wskazała głową, że ma udać się do salonu,
co też wykonał, a sama udała się do kuchni, by przygotować herbatę. Kiedy
wróciła, zobaczyła, że brunet zamiast swobodnie usiąść na kanapie lub fotelu,
jak to miał w zwyczaju, stał przy oknie i wpatrywał się tępo w przestrzeń za
nim. Odchrząknęła, dając tym samym znać o sobie. Zabini odwrócił się, a jego
twarz nie wyrażała niczego innego, poza bezgranicznym smutkiem. Hermiona
wzdrygnęła się lekko na ten widok, jednak nie dała poznać po sobie ogromnego
napięcia, jakie wywołał. Z determinacją w oczach i tłukącym sercem w klatce
piersiowej usiadła na wcześniej zajmowanym miejscu i czekała. Gdy już miała
powiedzieć coś, by przerwać niezręczną i gęsta ciszę, brunet zabrał głos,
wprawiając ją w niemałe osłupienie.
- Jestem pierdolonym idiotą, Herm. Idiotą, który spieprzył
ci życie, odebrał szansę na szczęście i jeszcze miał czelność mówić ci, że się
jakoś ułoży…
- Blaise… O czym ty mówisz? Powiedz mi w końcu!
Brunet przełknął głośno ślinę, a wszystko, co miał ułożone w
głowie, bezpowrotnie zniknęło.
- Bo ja…
__________________________________________________________________
Tak, tak, wiem, jestem przeokropna! Niestety, nie dałam rady wcześniej tego ogarnąć...
Bardzo Was przepraszam! Mam nadzieję, że ten rozdział, który zajął mi 9 stron w wordzie wynagrodzi Wam ten miesiąc czekania. Postaram się, żeby kolejny ukazał się wcześniej.
Mam naprawdę bardzo ograniczony czas na cokolwiek, dlatego też nie tylko nie było nowego rozdziału, ale też jestem do tyłu z komentowaniem na Waszych blogach. Jednak bez obaw! Nadrobię to najprawdopodobniej w piątek, bo będę miała w końcu dzień wolny.
Poza tym rozdział dedykuję Mad, która tak bardzo czekała na to, co takiego Draco napisał w liście. Mówisz i masz!
Liczę na komentarze, które mnie mega motywują, a także na to, że Wam się spodoba. :)
Pozdrawiam!
Silje.
Wspaniały rozdział.
OdpowiedzUsuńJak mogłaś skończyć w takim momencie?!
Jestem bardzo ciekawa co zrobili Blaise i Ginny?
Mam nadzieję, że wkrótce ze sobą porozmawiają.
Liczę, że jakoś odkręcą sprawę między Mioną, a Draco.
Jestem ciekawa jak Ślizgoni zaprzyjaźnili się z Gryfonkami.
No i jak się w sobie zakochali.
Bardzo polubiłam Biancę.
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
Życzę weny.
Pozdrawiam
Hermione Granger
Przepraszam, czy ja powinnam płakać ?
OdpowiedzUsuńI to do makaronu ?
Sil, przez Ciebie się rozstrajam.
Pozdrawiam,
Mad.
List jest mega, rozdział podoba mi się, Bianca jest fajna. ;) Życzę weny i czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na ostatni rozdział
Wreszcie rozdział naprawdę świetny. Ginny zostawiła Blaisa bo sobie coś wymyśliła? pewnie była zazdrosna. Mam nadzieję że się pogodzą i dla dobra dziecka dojdą do porozumienia i będą ze sobą. Karola
OdpowiedzUsuńPierwsze, co to muszę powiedzieć to, że list Dracona jest naprawdę świetny :) Pięknie opisałaś, to co czuł i w ogóle. Cała reszta również jest genialna ♥ Choć mam pewne podejrzenia, to ta tajemnica Blaise'a i Ginny nie daje mi spokoju, dlatego mam nadzieje, że istotnie kolejny rozdział ukaże się już niebawem :)
OdpowiedzUsuńhttp://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Wow, ale rozdział... no kupiłaś mnie po prostu :-) i niech to, a tak nie chciałam plakać, ale sie niedało ;-) rozstrajam sie, a mimo to czytam, nosz... mogłabym byc mniej ciekawa, to dla zdrowia lepsze, no nie? ;) ale przyznam, że potrafisz zaskakiwać. Pozytywnie :-)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOch, widzę, że dostajesz same pochwały. No cóż ja sobie trochę ponarzekam. List był naprawdę pięknie napisany (trochę za dużo patosu, ale jest dobry), ale gdyby Draco się na nim nie podpisał, to nigdy bym nie uwierzyła, że to on.
UsuńZastanawiam się dlaczego wszyscy muszą tak zawzięcie filozofować. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale czy nie ma tu takiej postaci, która stąpa twardo na ziemi? Nie licząc Bianci.
"Nie robił mi nigdy wyrzutów o to, że pozwalam spotykać się małej z ojcem." A co konkubent miałby do gadania? :D
Koniec zapowiada się jednak obiecująco
Thanks for sharing
OdpowiedzUsuńĐón xem tin bóng đá mới nhất