1 kwi 2014

Rozdział 3.



Po wysłaniu wiadomości do Zabiniego, Hermiona wstała ze swojej wygodnej kanapy i ruszyła do kuchni. Spojrzała na zegarek stwierdzając, że na kawę jest już zbyt późna pora, dlatego zdecydowała się na kakao. W międzyczasie, gdy mleko podgrzewało się w mikrofalówce, dziewczyna nasypała kakao do kubka i czekała. Po usłyszeniu charakterystycznego dźwięku, oznajmiającego zakończenie podgrzewania, zalała zawartość kubka i wróciła do salonu. Usiadła z powrotem na miejsce, w którym zaledwie parę minut smacznie drzemała i już chciała zanurzyć usta w cudownie pachnącym napoju, kiedy dojrzała swoją torebkę, leżącą na półce przy telewizorze. Mimo jej rozleniwionego umysłu, potrzebowała dosłownie chwili, by zorientować się, że było coś, o czym powinna była pamiętać. Utkwiła wzrok w torebce i nagle ją oświeciło. List.
Niepewnie podeszła do półki, odstawiając ostrożnie parujący nadal kubek, by po chwili porwać z niej torebkę i wyciągnąć zieloną kopertę. Nie wiedziała nawet, ile tak wpatrywała się w papier, bijąc się z myślami, czy na pewno ją otwierać, czy może lepiej nie. Wahała się, a to już był powód, dla którego gotowa była wyrzucić to przekleństwo do kosza. Bo przecież ona nigdy się nie waha – taka już jej gryfońska natura. Najbardziej jednak irytował ją fakt, że nie potrafiła jasno sprecyzować, dlaczego tak bardzo wzbrania się od otwarcia koperty. Czy chodziło tylko o to, co powiedział Blaise? Czy może o to, że bała się treści, która przywoła niechciane wspomnienia? A może po prostu chodziło o sam fakt tego, że ten list był od Niego?
Pokręciła szybko głową, próbując  w ten sposób odgonić od siebie niepotrzebne myśli. Wróciła na kanapę i zdecydowanym ruchem rozerwała papier, po czym wyciągnęła poskładany list. Serce, wbrew rozsądkowi, zaczęło bić szybciej, a ręce pocić. Rozłożyła kartkę, która okazała się być większa, niż jej się zdawało i zaczęła czytać.

Najdroższa Mimi.
Wiem, że nie powinienem się tak do Ciebie zwracać, mając świadomość, jak bardzo lubisz, gdy tak do Ciebie mówię, a jak bardzo Cię rozczaruję dalszymi zdaniami… Ale nie potrafię inaczej. Bo zawsze byłaś i będziesz moją kochaną Mimi. Z uśmiechem, czy bez, daleko, czy blisko, smutna i zła, czy szczęśliwa i radosna – nieważne. Dla mnie zawsze nią będziesz. I niestety jest to chyba jedyna rzecz, jaką mogę Ci tak naprawdę obiecać. No, może jeszcze poza tym, że będę Cię zawsze kochał. I proszę, wręcz błagam: zapamiętaj to. Nieważne, co by się nie działo, to moje zimne serce zostaje Twoje na zawsze. Dlaczego tak bardzo tego pragnę? Odpowiedź jest zbyt prosta i zbyt druzgocąca, jednak muszę to napisać. Proszę Cię o to, ponieważ muszę odejść.
Od początku wiedziałem, że wszystko, co jest między nami, będzie miało w końcu swój kres. Stawiałem jednak bardziej na to, że mój paskudny charakter przepędzi Cię szybciej, niż oboje byliśmy w stanie pomyśleć. Ale Ty, nawet mimo tego, że irytowałem Cię i wkurzałem momentami do ostateczności, nigdy nie dałaś za wygraną. Zawsze trwałaś, twarda, silna, wytrzymała. Odważnie stawiałaś czoła moim humorkom, a także tym ciężkim chwilom zwątpienia, które nawiedzały mnie dość często. Tak naprawdę, to chyba Ty walczyłaś o nas bardziej ode mnie, choć ja, jako facet powinienem to robić samoistnie…
To, że byliśmy razem było czymś niezwykłym i nieprzewidywalnym, czymś, czego nigdy nie planowałem, ani o czym nawet nie pomyślałem przez sekundę. To uczucie, które we mnie stworzyłaś, spadło na mnie niczym grom z jasnego nieba i wtedy już wiedziałem, że przez ten cały czas moje klapki na oczach nie pozwalały mi na dostrzeżenie tego, co było na wyciągnięcie ręki od dawna. Pomogłaś mi znaleźć w sobie pokłady nadziei i ciepłych uczuć, które od zawsze tłumiłem w zarodku, święcie przekonany, że stalowe serce, dodatkowo okute lodem, nie jest zdolne do niczego innego, poza zwykłym pompowaniem krwi. I w tej chwili, to serce, które ostudziłaś, do którego znalazłaś klucz, a którego ja nie mogłem znaleźć przez prawie całe życie, rozpada się na milion kawałków i nic nie będzie w stanie ich już skleić… Chyba, że los się do mnie uśmiechnie, w co jednak naprawdę szczerze wątpię. Zapytasz pewnie: dlaczego się rozpada? Odpowiedź jest prosta… Każdy najmniejszy milimetr tego serca należy do Ciebie i tylko Ty jesteś w stanie napędzać go do jakiekolwiek życia, a nawet istnienia. Bez Ciebie będzie tylko nic nieznaczącym organem, który w chwili zamknięcia się za mną drzwi dormitorium, bezpowrotnie utracę.
Nigdy nie byłem wylewny w uczuciach, czasami nawet bywałem trochę zbyt mało romantyczny, ale to akceptowałaś i widziałem, że bardzo się starasz, żeby to nadgonić. Nie przeszkadzało Ci to, że nie wyskakuję z dziwnymi niespodziankami, jak Blaise, ani nie obdarowuje Cię na każdym kroku słodkimi pocałunkami. Ani razu nie narzekałaś na brak czułości, co było dla mnie ogromną ulgą, ponieważ wiedziałem, że Ty wiesz, że i bez tego wszystkiego masz mnie całego, na ten mój pokręcony sposób. Ale teraz… Teraz to wszystko, co razem przetrwaliśmy, a także to, czego nie będziemy mogli nigdy mieć zderzyło się we mnie, powodując ogromny wybuch, którego nie jestem w stanie kontrolować. Z jednej strony chcę wyć i krzyczeć, z drugiej biec do Ciebie, przytulić i powiedzieć, że mam to wszystko gdzieś i zostaję z Tobą, a z trzeciej… Cholernie się boję, dlatego Cię zostawiam. Wiem, że to żadne usprawiedliwienie, ale robię to przede wszystkim dla Ciebie i Twojego bezpieczeństwa. Nie mogę dopuścić do tego, by stało Ci się cokolwiek złego.
Zapewne nie raz zastanawiałaś się, dlaczego unikam słów takich jak „nigdy” lub „zawsze”. Oto właśnie jest powód – bo wiedziałem, że na końcu i tak będę musiał Cię zranić i zostawić. Z całych sił starałem się, walczyłem i kombinowałem, żeby jednak nie musieć tego robić, ale mimo to poniosłem porażkę. Szkoda, że to nie jedna z tych, która jest nawozem do sukcesu…
Niemal czuję fizyczny ból całego ciała na samą myśl o tym, że pewnie czytając ten list będziesz rzewnie płakać. Doskonale wiesz, jak bardzo nienawidziłem u Ciebie choćby najmniejszej oznaki smutku czy niezadowolenia. Starałem się wtedy niwelować to jak najszybciej i jak najlepiej. Niezły paradoks, prawda? Ale to nie wszystko… Czuję się tak okropnie nie tylko ze względu na to, że Cię zawiodłem, ale też dlatego, że chciałem Ci dać wszystko, o czym marzyłaś. Dom, szczęście, rodzinę…
Pamiętasz, jak dowiedzieliśmy się, że Blaise i Wiewiórka będą mieli dziecko? To był jeden z najgorszych dni w moim życiu. Jasne, cieszyłem się bardzo z ich szczęścia, ale w środku oprócz szczerej radości, była równie wielka zazdrość i ból, że ja nigdy nie będę mógł pochwalić im się tak samo, jak oni nam. I jest to kolejny gwóźdź do mojej trumny – ponieważ jestem świadom tego, że któregoś dnia odnajdziesz kogoś na moje miejsce, będziesz z nim szczęśliwa, a ja wrócę i będę mógł tylko na to patrzeć, gryząc zęby i zaciskając pięści z bezsilności.
Na koniec chciałbym Cię jeszcze raz bardzo przeprosić. Wiem, że nie zasługuję na Twoje wybaczenie, ani nawet na Twoją pamięć o mojej osobie, ponieważ tacy tchórze jak ja, którzy wysługują się listem, zamiast rozmową w cztery oczy, nie zasługują na tym w żadnym stopniu. Jednakże chcę, byś wiedziała, że robię to celowo. Nie zniósłbym ani sekundy patrzenia na Twoje cierpienie.
Może kiedy wojna się skończy i wygra ta strona, która powinna… Może wtedy uda mi się choć na chwilę uśmiechnąć wiedząc, że jesteś bezpieczna.
Kocham Cię, Hermino Jane Granger. I łamiąc swoją żelazną zasadę dodam, że na zawsze.

Draco.

Po raz kolejny tego dnia, świat stanął. Czuła się tak, jakby znajdowała się w jakiejś cholernej próżni, a jedynym źródłem życia, był list znajdujący się w jej rękach. Nie wiedziała kiedy łzy zaczęły toczyć się strumieniami po jej policzkach, ani nie mogła jednoznacznie stwierdzić, co właściwie czuje w tej chwili. Pustka, jaka ją ogarnęła, przyćmiła na moment falę bólu i goryczy, która nastąpiła chwilę później. Nie potrafiła sprecyzować, co boli ją bardziej: pęknięte serce i nowo otwarte rany, czy paznokcie wbijające się w jej miękką skórę, raniąc ją do krwi. Patrzyła rozmazanym wzrokiem na ostatnie słowa listu, nie mogąc uwierzyć, że przez tyle czasu żyła w przekonaniu, że została bestialsko wykorzystana i porzucona przez człowieka, któremu oddała całą siebie, którego pokochała miłością tak silną, że momentami sama nie wiedziała, jak to jest możliwe. Przez trzy lata żyła w niewiedzy, próbując bezskutecznie znienawidzić Draco, zapomnieć, albo chociaż nie czuć kołatania serca na najmniejszą wzmiankę o jego osobie. Rzuciła się w wir pracy, mając ogromną nadzieję, że to pomoże jej oderwać się od przeszłości. Co prawda dorobiła się swojego własnego magazynu, który sprzedawał się czasami nawet lepiej od Proroka Codziennego, ale wiedziała doskonale, że to nie było to, czego pragnie. Satysfakcjonował ją sukces zawodowy, ale na tle uczuciowym ponosiła same porażki. Po wojnie spotkała się raptem z trzema mężczyznami, jednak żaden jej ani nie zachwycił, ani nie wzbudził jej martwego serca. Podświadomie wiedziała, że zdolny do tego jest tylko On.
Nie mogąc dłużej wytrzymać bólu przeszywającego jej ciało oraz umysł, odłożyła list na bok, zwinęła się w kłębek i wciąż szlochając w poduszkę, próbowała się w miarę uspokoić. Wyczerpana silnymi emocjami, zapadła po chwili w niespokojny sen.

***
Kolejny dzień przywitał mieszkańców Londynu ciepłą i słoneczną pogodą, co było zjawiskiem nader niezwykłym. Wszyscy ludzie, niezależnie od tego, czy spieszyli się właśnie do pracy, czy też siedzieli w domu, przyjmowali promienie słońca w wielkimi uśmiechami na twarzach. Nie inaczej było z Ginny Weasley, która nie mogąc stracić takiej okazji, postanowiła wyjść na spacer ze swoją córeczką. Wsadziła więc małą do wózka i udała się do pobliskiego parku. Ku uciesze wielu, w parku znajdował się plac zabaw, na którym dzieci mogły się wyszaleć, dając swoim rodzicom nieco wytchnienia. Ginny zajęła ławkę niedaleko piaskownicy i wypuściła Biancę z wózka. Dziewczynka od razu pobiegła w stronę drewnianego ogrodzenia, by po chwili radośnie zacząć budować pierwszą babkę. Rudowłosa patrzyła na nią z czułością w oczach i uśmiechem na twarzy. Zaabsorbowana poczynaniami córki, nie zwróciła uwagi na to, że ktoś się do niej przysiadł.
- Cześć Rudzik.
Słysząc ten głos omal nie spadła z ławki. Odwróciła szybko głowę, nie wierząc własnym uszom i oczom. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i niemal rzuciła na przybysza, tuląc go do siebie.
- Draco! Wróciłeś! – blondyn zaśmiał się, również obejmując przyjaciółkę. Trwali tak kilka sekund, po czym Ginny ponownie się odezwała – Co tu robisz?
- No cóż, chciałem Ci zrobić niespodziankę, więc udałem się pod adres, który mi podałaś jakiś czas temu i akurat gdy dochodziłem na miejsce, zauważyłem jak wychodzisz z małą. Postanowiłem iść za wami i oto jestem.
Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej i szturchając Draco w ramię, powiedziała:
- Zawsze byłeś dobry w zaskakiwaniu ludzi.
- Owszem, to prawda. Ale przejdźmy do konkretów: co tam słychać? Jak ci się układa, no i jak tam moja chrześnica się sprawuje? – to mówiąc kiwnął głową w stronę ciemnowłosej dziewczynki, aktualnie poklaskującej samej sobie na znak udanej babki.
- U mnie… Właściwie, to w porządku. Czuję się dobrze, mała rośnie jak na drożdżach i zadaje niestety coraz więcej pytań, jak to trzyletnie dziecko. Ale ogólnie nie mogę narzekać. A co u ciebie?
- Żyję, a to wielki sukces. A tak naprawdę, to jest dziwnie, ale chyba dobrze. Wróciłem do domu, uszczęśliwiając przy tym moją matkę, co jest dla mnie powodem do radości. A poza tym to nic.
- Jest dziwnie? Dlaczego? – dziewczyna popatrzyła na niego pytającym wzrokiem. W jej głowie uformowała się pewna myśl, jednak wolała nie mówić jej na głos.
- Przede wszystkim: przeszedłem tak jakby terapię. Mój wuj okazał się być naprawdę dobry w swoim fachu i pomógł mi wyjść na prostą w kwestii moich emocji po wojnie. Jednak… Czuję w środku, że coś jest nie tak, jak być powinno. Napotykam rzeczy, albo zdarzają się sytuacje, w których popadam w jakąś dziwną dezorientację, jakbym już kiedyś miał z czymś takim do czynienia, tylko ktoś wyprał mi mózg i tego nie pamiętam.
Ginny zmarszczyła brwi, wiedząc doskonale, o czym mówi chłopak. Jednak westchnęła tylko i odparła:
- Może po prostu wracają wspomnienia? No wiesz, ludzie mają tak czasami, że aby się uchronić przed wyrzutami sumienia, zatracają w sobie cząstkę człowieczeństwa, próbują wyprzeć z mózgu różne, ich zdaniem, zbędne informacje, żeby później było łatwiej.
Malfoy zastanowił się chwilę nad tym, co powiedziała i stwierdził, że faktycznie coś w tym jest. Nadal jednak nie rozumiał pewnej rzeczy…
- Gin?
- Hm?
- Jesteś kobietą, więc jak sądzę, będziesz bardziej wrażliwa niż taki Zabini… Jak możesz, to wytłumacz mi pewną rzecz. Będąc te trzy lata w Barcelonie, poznałem parę kobiet, które mnie zainteresowały. Jak dobrze wiesz, skończyłem z podchodami na miarę palanta z kasą w kieszeni, ale z brakiem wyczucia i naprawdę chciałem się zaangażować, ale… Nie mogłem. Coś w mojej podświadomości nakazywało mi zaprzestać tego, zupełnie, jakby poczucie czegoś więcej do nich było czymś bardzo złym. Na dodatek miałem wrażenie, jakbym miał kogoś zranić, jeśli dopuściłbym do głębszej więzi… To bardzo męczące, jeśli mam być szczery. Dlatego pytam Ciebie, jesteś lepsza w tych uczuciowych sprawach niż ja.
- Hm…Tak jak mówiłam, czasem ludzie świadomie wypierają się pewnych rzeczy, jakby to miało im w czymkolwiek pomóc, zapominając jednak, że wszystko zawsze do nas wraca. Może ty też kiedyś miałeś osobę, na której ci bardzo zależało, ale nie mogłeś z nią być, więc chciałeś zapomnieć o tym kimś tak bardzo, że przyprawiło Cię to o taki, a nie inny efekt uboczny? – mówiąc to, rudowłosa przeklinała samą siebie w duchu. Ledwo wydusiła z siebie ostatnie dwa słowa, wiedząc doskonale, dlaczego jej przyjaciel czuje to wszystko. W jej sercu na nowo odrodziło się poczucie winy, które tak usilnie próbowała trzymać na wodzy przez te wszystkie lata. Dziwiła się, że była w stanie w ogóle powiedzieć to wszystko, a widząc skupioną twarz blondyna analizującego to, co powiedziała, miała ochotę walnąć samą siebie w twarz i wykrzyczeć mu całą prawdę. Ciszę przerwał Draco, którego słowa sprawiły, że poczuła się jeszcze bardziej podle.
- Coś w tym jest. Może faktycznie kiedyś ktoś był… Nie wiem. Życie w Hogwarcie było jednym wielkim melanżem, poza siódmym rokiem, rzecz jasna. Wtedy wszystko się zmieniło…
- Owszem. Ale najważniejsze jest to, że dałeś sobie z tym wszystkim radę, a nawet przezwyciężyłeś przeciwności i jesteś teraz tym, kim jesteś. A mianowicie Draco Malfoy’em, jednym z najbardziej przystojnych facetów stąpających po ziemi, inteligentnym, ale przede wszystkim niezależnym mężczyzną, który zasługuje na dobre życie. – to mówiąc, położyła mu swoją dłoń na jego, ścisnęła i uśmiechnęła się do niego.
Przez chwilę Draco nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Czy naprawdę tak było? Czy zasługiwał na spokój i szczęście, a także to „dobre życie”, o którym mówiła Ginny, nawet po tym wszystkim, co zrobił? Niezaprzeczalną prawdą było to, że działał pod przymusem. Nie chciał być Śmierciożercą, nie chciał krzywdzić innych ludzi, nie chciał być takim zimnym, wyrachowanym i bezuczuciowym posągiem, jak jego zmarły ojciec. A jednak pozwolił na to, by podjęto wybór za niego. Przystąpił do ciemnej strony, robił rzeczy, za które do tej pory pokutuje, ale wycierpiał też swoje. Czy taki człowiek ma prawo do godnego życia? Spojrzał na lekko zmartwioną jego milczeniem twarz Ginny i z jej oczu wyczytał, że mówi prawdę. Nie mógł ciągle obarczać się przeszłością, musiał iść na przód, tak jak to tłumaczył mu jego wuj i jak sam poprzedniego wieczora radził Zabiniemu.
- Sądzę, że masz rację. Muszę spróbować żyć tak, jak zawsze chciałem. – odwzajemnił uśmiech, po czym spojrzał na małą dziewczynkę, która pędziła właśnie w ich kierunku.
- Mamusiu! Pac, jaką ładną zlobiłam babkę! – to mówiąc dziewczynka wyciągnęła przed siebie dwie małe rączki, na których spoczywała zdekonstruowana piaskowa babka w kształcie kwiatka.
- Jest śliczna, skarbie. Idzie ci z tym coraz lepiej, za niedługo zbudujesz cały zamek! – Ginny odwróciła się w stronę córki i poprawiła jej niesforny kosmyk włosów, który wydostał się spod niebieskiej spinki.
Bianca natomiast przeniosła wzrok ze swojej mamy na siedzącego obok niej Draco i ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, zapytała:
- Mamo? A co to za pan?
- Pamiętasz, jak opowiadałam ci o wujku, który mieszka daleko, ale bardzo cię kocha i nie może doczekać się, aż cię zobaczy?
Mała kiwnęła głową na znak zrozumienia, po czym zwróciła się do blondyna:
- Ty jesteś wujek Dlaco?
- Tak kochanie, to ja, we własnej osobie.
Ku uciesze, a zarazem zdziwieniu obojga dorosłych, Bianca niemalże rzuciła się na Draco, pchając mu się na kolana i przytulając się do niego mocno. Zdezorientowany mężczyzna na początku nie bardzo wiedział, jak ma zareagować, zwłaszcza, że nigdy nie miał do czynienia z małymi dziećmi, ale już po chwili po prostu objął małą ramionami i pocałował delikatnie w czubek głowy. Sam nie wiedział, jak zdobył się na takie coś, ponieważ uważał, że nie jest zdolny do okazywania czułości, jednak ta mała istotka wzbudziła w nim płomień, który ocieplił jego zimne serce i pchnął go do tego, co zrobił. Trwali tak zaledwie chwilę, jednak ta chwila sprawiła, że poczuł się naprawdę dobrze.
- Naleście wlóciłeś! Mamusia mi tobie mówiła, ze jesteś daleko, bo masz jakieś wazne splawy do załatwienia. Ale obiecała, ze psyjedzies, no i jesteś! Dziękuję, ze jesteś wujku! – te słowa utwierdziły Draco w przekonaniu, że faktycznie nie jest jednak tylko zimnym posągiem.
- Ja też się cieszę, że jestem, Bianco. Nie mogłem się doczekać, kiedy cię w końcu zobaczę. Bardzo tęskniłem za tobą i twoją mamą, ale na szczęście udało mi się załatwić wszystkie sprawy, jakie miałem na głowie i wróciłem.
- I zostaniesz jus? Na zawse?
- Tak. Na zawsze.
Ginny siedziała, a serce rosło jej w piersi na ten widok. W tym momencie była szczęśliwa jak nigdy dotąd. Jej przyjaciel wrócił na stałe do domu, a do tego stał się, jak szło szybko zauważyć, ulubieńcem jej najukochańszej córki. I choć nadal bardzo przeszkadzała jej szpilka wbita w serce, świadcząca o poczuciu winy, które w niej narastało, to na tą chwilę nie chciała o tym myśleć, lecz skupić się na pozytywach. Pogrążona w myślach nie zauważyła nawet, kiedy Bianca wypuściła z objęć blondyna i na powrót znalazła się w piaskownicy, śmiejąc się głośno i radośnie.
- Chyba mnie polubiła. – stwierdził Draco, nadal obserwując dziewczynkę.
- Chyba na pewno.
- Cieszy mnie to.
- Mnie również Draco, naprawdę. I mam nadzieję, że Twoje słowa nie są jedynie pustym zapewnieniem małego dziecka. – spojrzała uważnie na blondyna, chcąc wyczytać cokolwiek z jego twarzy.
- Nie, Ginny. Naprawdę nigdzie się już nie wybieram. Czuję, że powrót tutaj to coś, czego potrzebowałem od dawna, jednak nie potrafiłem się przełamać. To dziwne, ale mam wrażenie, że spotka mnie tu w końcu coś dobrego. – odwrócił głowę w stronę rudowłosej i uśmiechnął się łagodnie.
W innym przypadku słowa wypowiedziane przez przyjaciela bardzo by ją usatysfakcjonowały, jednakże w obliczu wydarzeń z przeszłości sprawiły tylko, że ponownie poczuła się jak zwykła kłamczucha. Mimo to zebrała się na odwzajemnienie uśmiechu, mając wewnętrzną nadzieję, że wypowiedź Draco znajdzie swoje urzeczywistnienie.
- A właśnie… Jest jeszcze coś, o czym chciałem z tobą dziś porozmawiać.
- O co chodzi?
- O Blaisa.
Ginny momentalnie spięła się, a mina jej zrzedła. Domyślała się co prawda, że nadejdzie dzień, w którym Draco wszystko z niej wyciśnie, ale cały czas wierzyła, że może jednak sobie odpuści. Wystarczyło jej to, że każdego dnia pluła sobie w brodę, że była taka głupia i w obliczu wyimaginowanego zagrożenia, podeptała wszystkie plany i nadzieje, rozdzierając przy tym na kawałki nie tylko swoje, ale też serce bruneta. Westchnęła przeciągle, zwieszając głowę i nie wiedząc, co ma powiedzieć. Bo jak miała wytłumaczyć coś, czego sama do końca nie była w stanie zrozumieć? Wiedziała jedynie, że to był błąd, za który musiała płacić nie tylko ona, ale też jej córka. I chociaż nie ograniczała jej kontaktu z ojcem w żaden sposób, to nie zmieniało to faktu, że i tak nie było to to, co być powinno.
- Draco… Co mam ci powiedzieć? No co? Zwaliłam sprawę, zostawiłam go, bo coś sobie ubzdurałam w głowie i tyle… Żałuję tego, ale jestem świadoma tego, że go bardzo skrzywdziłam i nie zasługuję na to, by przyjął mnie z powrotem. Nigdy nawet przez myśl mi to nie przeszło. Dlatego związałam się z Josh’em...
- I jesteś z nim szczęśliwa?
- Chyba tak. To znaczy… Jest dobry dla mnie i Bianci. Nie robił mi nigdy wyrzutów o to, że pozwalam spotykać się małej z ojcem.
- Jakoś mnie to nie dziwi…
- Co masz przez to na myśli?
- Jak mógłby to robić, skoro aranżujesz spotkania przez jakąś przyjaciółkę, zamiast robić to osobiście? – odpowiedział Draco, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Rudowłosa po raz kolejny poczuła ogromną kulę w gardle, która niemal przyprawiała ją o tępy ból.
- Więc powiedział ci?
- Nie trudno było to z niego wyciągnąć.  On cierpi, Ginny. Cierpi, bo nadal cię kocha, nawet jeśli się do tego nie przyznaje. Nie chciałabyś widzieć, jak zareagował na wieść o tym, że masz zamiar wyjść za mąż.
- Wiem, że to głupie i dziecinne, ale… Naprawdę nie jestem w stanie się z nim spotkać. Nie wiem, jak miałabym się zachować, co powiedzieć… Nie mieliśmy najmniejszego kontaktu odkąd go zostawiłam. Od tamtego czasu widziałam się z nim tylko raz – kiedy urodziłam Biancę, a on przyszedł zobaczyć ją do szpitala. Widziałam, że chce ze mną porozmawiać, ale ja nie mogłam. To za bardzo bolało… Poza tym, cały czas czuję wyrzuty sumienia, a wtedy to już w ogóle czułam się paskudnie. Później popadłam w depresję i tylko ty oraz ta moja przyjaciółka, podtrzymywaliście mnie na duchu. Nie raz chciałam chociażby napisać list do Blaisa, żeby mu wytłumaczyć swoje postępowanie, ale nie umiałam. Później poznałam Josh’a, przy którym miałam nadzieję, że jakoś się odnajdę. Owszem, udało mi się poukładać co nieco moje życie, ale Zabini dalej siedzi mi w sercu… I choć to brzmi absurdalnie, bo przecież jestem zaręczona i za pół roku mam zostać panią Lediel, to właśnie taka jest prawda. Poza tym Bianca na każdym kroku mi o nim przypomina. A kiedy wraca do domu po spotkaniu z nim… To już w ogóle jest koszmar. Nie dość, że papla o nim przez kolejne trzy dni, to jeszcze zazwyczaj pachnie jego perfumami… - nie wiedziała nawet, kiedy jej oczy zaszły łzami, a głos stał się drżący i przerywany. Z jednej strony poczuła się lepiej, bo wreszcie wyrzuciła z siebie to, co ją dręczyło przez bardzo długi czas, ale z drugiej otworzyła przy tym szufladę wspomnień, które starała się usilnie trzymać na wodzy, a nawet o nich całkiem zapomnieć.
Malfoy patrzył na nią z troską w oczach. Nie zastanawiając się zbyt długo, przytulił ją do siebie, głaszcząc przy tym jej miękkie włosy. Odkąd tylko zaczęli się przyjaźnić, zawsze starał się być dla niej nie tylko zwykłym oparciem, ale naprawdę pomocną dłonią. Cieszył się, że ją ma, ponieważ nie raz dawała mu nadzieję na lepsze jutro. W kryzysowych momentach, kiedy już nawet kazania wuja nie pomagały, wystarczyła krótka wiadomość od niej, by poczuł się pewniej i odzyskał wiarę w siebie. Dlatego chciał z całego serca, by i ona mogła być w końcu szczęśliwa. Nie przyznawał tego otwarcie, ale ciągle miał nadzieję na to, że dwójka jego najlepszych przyjaciół jednak się ze sobą znowu zejdzie. Pragnął tego, bo widział, jak bardzo im zależy na sobie nawzajem. Momentami miał ochotę zdzielić po głowie i nawrzeszczeć na nich obojga, żeby się spięli i wzięli do kupy, zaczęli walczyć o siebie, ale powstrzymywała go myśl, że nie może im dyktować tego, jak mają żyć i załatwiać swoje sprawy. Uzbroił się więc w cierpliwość, czekając na dzień, w którym otworzą oczy i zaczną działać.
- Może i nie rozumiem tego do końca, ale wiem jedno: kochacie się dalej i to jest najważniejsze. Nie buntuję cię przeciwko Josh’owi, bo go nawet jeszcze nie poznałem, ale wiem, co siedzi w głowie twojej i Diabła. Nie zmuszam cię też do diametralnej zmiany decyzji, raczej mam na myśli, że dobrze by było, gdybyś chociaż spróbowała odbudować z Blaisem relacje czysto międzyludzkie. Żebyś przestała uciekać.
Ginny podniosła głowę, spojrzała w stalowoszare i nader przenikliwe oczy blondyna, stwierdzając, że ma całkowitą rację. Przecież była już dużą dziewczynką i musiała podjąć w końcu jakąś inną decyzję, niż tylko ciągłe chowanie się i uciekanie od prawdy i rzeczywistości. W tym momencie poprzysięgła sobie również, że choćby miała stanąć na rzęsach, to przywróci także harmonię w życiu Draco i Hermiony. W końcu wiedziała, co się stało te lata wstecz, znała plan Zabiniego i nawet mu w nim pomogła. Siedzieli w tym razem wtedy, więc będą musieli to też odkręcić razem teraz. I jeśli to miałby być jedyny, poza Biancą oczywiście, powód, dla którego miała się przełamać i skonfrontować z Blaisem, to to zrobi. Bo musi, bo tak trzeba, bo jest im to winna. Uśmiechnęła się i pokiwała głową twierdząco.
- Co prawda, to prawda. Kto by pomyślał, że Książę Slytherinu będzie mi prawił gadki moralizująco-uświadamiające?
- No właśnie, kto by pomyślał… - zaśmiali się oboje i wrócili do poprzednich pozycji.
Siedzieli tak jeszcze godzinę, rozmawiając i śmiejąc się, ale nie wspominając już nic na temat przeszłości. Patrzyli przy tym na rozradowaną ciemnowłosą dziewczynkę, napawając się swoim dawno oczekiwanym towarzystwem i ciepłymi promieniami słońca, które ogrzewało ich uśmiechnięte twarze.

***
Na zegarze wybiła równo godzina 20:00, gdy Hermiona usłyszała dźwięk dzwonka do drzwi. Wstała z kanapy i poszła otworzyć. W progu stał nie kto inny, jak Blaise Zabini z miną cierpiętnika. Kasztanowo-włosa wpuściła go bez słowa do środka i zamknęła drzwi. Wskazała głową, że ma udać się do salonu, co też wykonał, a sama udała się do kuchni, by przygotować herbatę. Kiedy wróciła, zobaczyła, że brunet zamiast swobodnie usiąść na kanapie lub fotelu, jak to miał w zwyczaju, stał przy oknie i wpatrywał się tępo w przestrzeń za nim. Odchrząknęła, dając tym samym znać o sobie. Zabini odwrócił się, a jego twarz nie wyrażała niczego innego, poza bezgranicznym smutkiem. Hermiona wzdrygnęła się lekko na ten widok, jednak nie dała poznać po sobie ogromnego napięcia, jakie wywołał. Z determinacją w oczach i tłukącym sercem w klatce piersiowej usiadła na wcześniej zajmowanym miejscu i czekała. Gdy już miała powiedzieć coś, by przerwać niezręczną i gęsta ciszę, brunet zabrał głos, wprawiając ją w niemałe osłupienie.
- Jestem pierdolonym idiotą, Herm. Idiotą, który spieprzył ci życie, odebrał szansę na szczęście i jeszcze miał czelność mówić ci, że się jakoś ułoży…
- Blaise… O czym ty mówisz? Powiedz mi w końcu!
Brunet przełknął głośno ślinę, a wszystko, co miał ułożone w głowie, bezpowrotnie zniknęło.
- Bo ja…


__________________________________________________________________

Tak, tak, wiem, jestem przeokropna! Niestety, nie dałam rady wcześniej tego ogarnąć...
Bardzo Was przepraszam! Mam nadzieję, że ten rozdział, który zajął mi 9 stron w wordzie wynagrodzi Wam ten miesiąc czekania. Postaram się, żeby kolejny ukazał się wcześniej.
Mam naprawdę bardzo ograniczony czas na cokolwiek, dlatego też nie tylko nie było nowego rozdziału, ale też jestem do tyłu z komentowaniem na Waszych blogach. Jednak bez obaw! Nadrobię to najprawdopodobniej w piątek, bo będę miała w końcu dzień wolny.
Poza tym rozdział dedykuję Mad, która tak bardzo czekała na to, co takiego Draco napisał w liście. Mówisz i masz!
Liczę na komentarze, które mnie mega motywują, a także na to, że Wam się spodoba. :)
Pozdrawiam!
Silje.