Głuchy szczęk rozdzieranego na strzępy serca, przeszył ją na
wskroś. Nie wiedziała nawet, czy w ogóle oddycha. Pierwotną ciszę zastąpił
głośny, wewnętrzny krzyk, którego nie słyszał nikt, poza nią samą. W pewnym
momencie myślała, że jej głowa pęknie na pół, a wszystkie kotłujące się w niej
myśli wydostaną się na zewnątrz, tworząc tym samym jeszcze większy chaos. Nie
docierało do niej nic, poza jednym, przeklętym zdaniem…
Nie miała pojęcia, ile siedziała w tym letargu. W tym
momencie, nie była w stanie zdefiniować niczego, poza bólem pomieszanym ze
wściekłością. Podniosła w końcu wzrok na wystraszonego i smutnego bruneta, ale
nie ruszyło to w niej niczego. Wzięła głęboki wdech, by po chwili powoli
wypuszczać powietrze z płuc. Starała się uspokoić, ale drżące ręce zdradzały
wszystko.
- Że co zrobiłeś? – odezwała się w końcu, w jej mniemaniu
dość głośno, lecz jej głos przypominał jedynie desperacki szept.
- Wyprałem mu pamięć. – powtórzył Blaise i odwrócił głowę w
bok, nie mogąc znieść przeszywająco pustego wzroku Hermiony, wiercącego mu
dziurę w brzuchu.
- Ale.. Ale jak to? Blaise… Co dokładnie zrobiłeś?
- Nie zastosowałem obliviate,
jeśli o to ci chodzi. Zrobiłem coś… bardziej skomplikowanego. Wiedziałem, że
nie mogę porywać się na żadne proste zaklęcie, inaczej zarówno Lucjusz, jak i
Voldemort mieliby szansę doszukać się czegoś w myślach Draco. Mogliby znaleźć
drogę do ciebie, a do tego nie mogłem dopuścić. Długo zastanawiałem się nad
naprawdę dobrym rozwiązaniem i wtedy wpadła mi w ręce pewna księga staromagicznych
zaklęć, które wyszły dawno z użytku nie tylko dlatego, że znaleziono tak jakby
ich prostsze odpowiedniki, ale przede wszystkim dlatego, że były… groźniejsze.
Dokładnie przestudiowałem wszystko od a do z, żeby mieć pewność, że niczego nie
zmaszczę, a co najważniejsze – że będzie to proces odwracalny i gdy wojna się
skończy, wszystko będzie mogło wrócić do normy. Nie przewidziałem jednak tego,
że Draco wyjedzie…
Hermiona słuchała, a serce boleśnie tłukło w jej piersi.
Oddech miała nierówny i przyspieszony. Zamknęła oczy, chcąc w ten sposób
niejako osłonić się przed ciosami, w postaci kolejno wypowiadanych słów z ust
Zabiniego. Zacisnęła ręce na materiale swoich dresowych spodni, po czym
powiedziała:
- Blaise, nie owijaj w bawełnę, tylko wyduś w końcu z siebie
to, co powinieneś.
- Herm… Nie dość, że użyłem zaklęcia memoriane*, to jeszcze podałem Draco eliksir zapomnienia…
- CO ZROBIŁEŚ?! – w jednej chwili Hermiona odzyskała
wszelkie siły, poderwała się z miejsca i głośno oddychając, złapała Blaise’a za
ramię. Adrenalina w jej żyłach spowodowała, że nie poczuła nawet łamiących się
paznokci.
Brunet odwrócił głowę i od razu tego pożałował. Tak
wściekłej Hermiony nie widział nigdy, w całym swoim życiu. Jej trzęsąca się
sylwetka w połączeniu z błyskawicami ciskanymi z oczu była widokiem iście
przerażającym. Poczuł jak krew odchodzi z jego twarzy, a ciało oblewa zimny
pot.
- Hermiona, ja…
-Nie! Cicho bądź! Nie chcę tego słuchać. Czy ty zdajesz
sobie sprawę, co żeś narobił? Wiesz, jakie to niebezpieczne, mieszać komuś w
głowie?! Jeszcze używając do tego zaklęcia, o którym wcześniej się nawet nie
słyszało?! – dziewczyna krzyczała, sama jednak nie wiedząc, czy robi to ze
złości, czy może bardziej przez żal ściskający jej serce lub też ze względu na
głupotę przyjaciela.
Ona w przeciwieństwie do bruneta znała to zaklęcie o wiele
wcześniej. Nie na darmo spędziła tyle godzin w szkolnej bibliotece, a także
przeróżnych księgarniach. Opadła bezsilnie na kanapę, zakrywając przy tym twarz
dłońmi. W jej głowie huczało od myśli na temat zaklęcia, które zniszczyło jej
trzy lata życia. Jak wielką ironią było to, że kiedy zarobiła swój pierwszy
szlaban w Hogwarcie, jej zadośćuczynieniem miał być esej właśnie na temat tego
zaklęcia. A żeby było jeszcze śmieszniej, opracowywała go nie z kim innym, jak
z samym Malfoy’em.
Starała się przypomnieć jak najwięcej informacji, co
zaowocowało jeszcze większym przygnębieniem. Kiedy przeanalizowała wszystko, co
była w stanie przywrócić do swojej pamięci, poczuła się jakby ktoś wylał na nią
kubeł zimnej wody. Rzucenie tak silnego zaklęcia dodatkowo w połączeniu z
eliksirem zapomnienia mogło być tragiczne w skutkach. Istniały tylko dwa
rozwiązania, które mogły, aczkolwiek nie musiały pomóc danej osobie. Pierwszym
z nich był wywar z soku, wypuszczanego przez bardzo rzadką i oczywiście trudno
dostępną roślinę miligami**, która rosła tylko we wschodniej części Japonii, a
do tego ów sok można było pozyskać jedynie w czasie pełni księżyca. Drugim
natomiast była nadzieja. Nadzieja na to, że przy odrobinie szczęścia, ogromnym
wysiłku i cierpliwości pomoże się odzyskać tej osobie utracone wspomnienia.
Można było uczynić to na przykład poprzez zabieranie jej w miejsca albo
tworzenie podobnych sytuacji, które zostały wyrzucone z umysłu.
Blaise stał nadal w tym samym miejscu, a palące poczucie
winy zapierało mu dech w piersiach. Czuł się jak idiota. Wcześniej nawet się do
tego nie przyznawał, ale w głębi duszy miał przeogromną nadzieję na to, że
Hermiona nie wyrzuci go bez słowa za drzwi. I tak cieszył się, że w ogóle go
wysłuchała, a do tego nie zbeształa od góry do dołu. Chciał do niej podejść,
ale zabrakło mu odwagi nawet na to, by wydusić z siebie choć pół słowa, o
przytuleniu nie wspominając. Czekał na apogeum wściekłości, w postaci
wulgarnych słów rzuconych w jego stronę, które ku jego zdziwieniu nie nadeszło.
Zamiast tego Hermiona podniosła głowę i popatrzyła na niego przesiąkniętymi
smutkiem oczami. Nie powiedziała nic, tylko patrzyła. Zabini nie mógł znieść
dłużej tego przeszywającego wzroku, dlatego po raz kolejny tego wieczora
odwrócił głowę. Chciał zapaść się pod ziemię, albo lepiej – cofnąć czas i wybić
sobie ten durnowaty pomysł z głowy. Przełknął kulę wstydu i odezwał się drżącym
głosem:
- Wiem, że to niewiele zmieni, ale… Miałem antidotum. Niestety,
po tym jak Draco wyjechał, byłem zmuszony je wylać, bo jak zapewne wiesz…
- Trzeba je podać maksymalnie do dwudziestu-czterech godzin
po sporządzeniu. Tak wiem, Blaise. – Hermiona sama była pod wrażeniem tego, jak
twardy był jej głos. Spodziewała się raczej, że będzie to jedynie cichy szept.
Podniosła się z miejsca i podeszła do bruneta. Złapała jego
twarz w swoje dłonie i przekręciła tak, by mógł na nią spojrzeć. Nie opierał
się nawet, bo wiedział, że musi stawić czoła konsekwencjom. W tej chwili miało
to być przerażająco smutne oblicze przyjaciółki.
- Nie znienawidziłam cię, Blaise. Nie mogłabym tego zrobić,
chociażby ze względu na to, że bardzo pomogłeś mi przez ten czas, kiedy moje
życie potrzaskało się na kawałki. Nawet mimo tego, że postąpiłeś bardzo
pochopnie, a wręcz głupio, nie jestem w stanie czuć do ciebie odrazy. Jest mi
po prostu cholernie przykro. Widzę jednak, że żałujesz tego, co zrobiłeś, a w
tej chwili to jeden z najważniejszych aspektów. Szkoda, że zataiłeś przede mną
ten fakt. Zabawa ze starymi zaklęciami zazwyczaj nigdy nie kończy się dobrze,
tak było i tym razem. Poza tym jest jeszcze nadzieja na to, że Draco odzyska
pamięć, a o to przecież w tym wszystkim chodzi, prawda?
- Wcale nie, Herm. Tu chodzi też o ciebie! A właściwie to
przede wszystkim! Bo to ty zostałaś poszkodowana najbardziej, to ciebie i tylko
ciebie Smok w ogóle nie pamięta! Zostałaś wyrzucona z jego życia niczym śmieć…
I to tylko i wyłącznie z mojej winy! – brunet nie mógł dłużej wytrzymać
rosnącego w nim napięcia. Miał ochotę strzelić sobie samemu w pysk.
- Nie twierdzę, że nie. Jednak musisz pamiętać, że użalanie
się nad sobą już niczego nie zmieni. Teraz, kiedy prawda wyszła na jaw, trzeba
zacząć działać. Nie powiem, że jest to dla mnie proste, ale nie poddam się. Nawet
jeśli miałoby mi to zająć wieczność, przypomnę Draconowi o sobie.
Blaise patrzył na Hermionę z niemałym podziwem. Zastanowiło
go to, skąd taka krucha istotka czerpie tyle siły? Przeżyła wojnę, utratę
rodziców, a także załamanie nerwowe spowodowane odejściem osoby, która była dla
niej jedną z najważniejszych. Pozbierała się w zawrotnym tempie i choć nigdy
nie miała zbyt łatwej drogi do celu, to starała się z całych sił pokonywać
przeszkody, które na niej stawały. I wychodziło jej to co najmniej bardzo dobrze.
Jej odwaga i determinacja spowodowały, że teraz znajdowała się w takim, a nie
innym miejscu, z takimi, a nie innymi osobami przy swoim boku. Zasługiwała na
szczęście, a przede wszystkim na spokój, który tak ochoczo wyrywał jej się z
rąk przez spory kawał czasu. Nigdy nie był w stanie pojąć tego, jak udawało jej
się brnąć przed siebie w swoich postanowieniach, pomimo bólu oplatającego jej
serce i duszę. Jak silna musiała być jej psychika, żeby znieść tak wiele
cierpienia i nie doprowadzić jej do ostatecznego upadku? W tej chwili przyszła
mu do głowy myśl, że nawet sam Godryk Gryffindor, gdyby tylko żył, mógłby jej
pozazdrościć charakteru i odwagi, a także lojalności i szlachetności. Bo jaki
inny człowiek, poza nią, zamiast wystawić go za drzwi, a wręcz wykopać ze
swojego życia po tym, co uczynił, nadal chciałby się z nim przyjaźnić?
Sekundę później nawiedziło go również pytanie, jak wielkim
uczuciem Hermiona musiała darzyć Draco, że mimo ogromnego bólu nieodzownie
połączonego z jego osobą, wciąż chciała z nim być i walczyć o jego utraconą
pamięć? Widział determinację odznaczającą się w jej oczach. Wtedy pojął
również, że tak jak powiedziała, tak też będzie i nie ma zamiaru się poddać.
Chciał się uśmiechnąć, jednak poprzez zgromadzone w nim emocje, wyszedł mu
raczej krzywy grymas. Chciał też coś powiedzieć, ale zamiast tego po prostu
przytulił do siebie dziewczynę. Zachciało mu się płakać, a do tego odczuł lekki
dyskomfort psychiczny. Bo jak to jest, że taka mała Hermiona miała w sobie tyle
siły, a on przez tak długi czas nawet nie potrafił ogarnąć się na tyle, by
dowiedzieć się, dlaczego jego ukochana go porzuciła? Z trudem przełknął ślinę,
nie chcąc w tym momencie dolewać sobie samemu oliwy do ognia. Wiedział jednak,
że otworzyła mu się w mózgu dawno nieużywana klapka z napisem „działaj”, która
już spory kawał czasu temu powinna była wznowić swój żywot.
- Jesteś wspaniałą osobą, Hermiono. Takiej jak ty, to ze
świecą szukać, serio. Dziękuję ci, że nie wykopałaś mnie ze swojego życia.
Bardzo się bałem, że gdy dowiesz się prawdy, to zostawisz mnie na lodzie. A
szczerze? Poza Smokiem zostałaś mi tylko ty… Nie zniósłbym utraty kolejnej
wartościowej kobiety w moim życiu.
Czekoladowooka wyswobodziła się z uścisku bruneta,
popatrzyła w jego ciemne oczu i uśmiechnęła się lekko.
- Jestem Gryfonką, nie pamiętasz? Poza tym, nauczyłam się
wybaczać. Gdybym miała ciągle żywić do wszystkich urazę za krzywdy, których
doznałam, to teraz pewnie siedziałabym na oddziale psychiatrycznym w Mungu.
Zresztą, powiedziałam ci już, że jesteś osobą, która mi ogromnie pomogła. I nie
liczy się dla mnie to, co było. Przeszłość jest przeszłością, teraz musimy
zająć się teraźniejszością, by móc budować stabilną przyszłość. Nie mam czasu
na użalanie się, tak samo jak i ty. Bo poza odzyskaniem naszego Draco, przed tobą jest jeszcze zadanie, by odzyskać twoją kobietę. Ale wszystko w swoim
czasie. Teraz jest czas na porządną dawkę Ognistej.
***
Narcyza Malfoy siedziała w swoim przestronnym, aczkolwiek
już nie tak ogromnym salonie, pijąc popołudniową herbatę. Trzymając w dłoniach
filiżankę z parującym płynem, zastanawiała się nad wszystkim, co miało miejsce
do tej pory. Z jednej strony czuła się wolna i szczęśliwa, ponieważ w końcu nie
czuła na sobie presji męża, ani fałszywych przyjaciół, obgadujących każdy jej
najmniejszy ruch. Z drugiej zaś trochę martwiła ją sytuacja jej pierworodnego
syna. Kochała go nad życie i jak każda matka, chciała dla niego jak najlepiej.
Kiedy dowiedziała się o skrywanym uczuciu do pewnej dziewczyny, wbrew pozorom
bardzo się ucieszyła. Po cichu liczyła na to, że przyczyni się to do zmiany
decyzji Dracona względem obranych stron. Niestety, presja narzucona przez ojca,
a także strach o niewinne życie przechyliły szalę na korzyść zła. Do tego
absurdalny pomysł Blaise’a Zabini’ego, który okazał się być strzałem w
dziesiątkę w kwestii bezpieczeństwa, niestety przy okazji pokomplikował życie
dwóch osób do tego stopnia, że te trzy minione lata mogły wydawać się nie do
odzyskania. Narcyza nigdy nie była osobą nazbyt ufającą w szczęśliwe
zakończenia, jednak tym razem wierzyła w nie tak mocno, że aż czuła fizyczny
ból ściskającego się w jej piersi serca. Zdawała sobie sprawę, że niektóre
procesy zachodzące w głowie człowieka ugodzonego potężnym zaklęciem mogą być
nieodwracalne, a przynajmniej niezwykle trudne do naprawy, mimo to nie
dopuszczała do siebie myśli, że jej ukochane dziecko mogłoby być pozbawione
chociażby minimalnej szansy na powrót do tego, co dawało mu niezmierną radość.
Jej rozmyślania przerwał charakterystyczny dźwięk teleportacji. Odwróciła głowę
w stronę wejścia, w którym po chwili pojawił się blondyn.
- Witaj, mamo. – to mówiąc podszedł do rodzicielki i
ucałował ją delikatnie w czubek głowy.
Narcyza uśmiechnęła się, a po jej ciele rozlało się
przyjemne uczucie ciepła, bynajmniej nie
spowodowane przez herbatę. To miłość i przywiązanie między matką, a jej
dzieckiem przynosiła tak wspaniałe odczucia.
- Witaj synku, jak minął dzień?
Draco usiadł w fotelu po przeciwnej stronie i nalewając
sobie herbaty do drugiej filiżanki, odpowiedział:
- Nic nadzwyczajnego. Byłem na Pokątnej, żeby zorientować
się jak to wszystko teraz tam wygląda, później odwiedziłem Gringotta i udałem
się na małe zakupy. Mam też coś dla ciebie. – Malfoy uśmiechnął się i wyciągnął
z kieszeni marynarki małe, brązowe pudełeczko, owinięte kremową wstążką.
Narcyza nieco zaskoczona, ale też ucieszona wzięła od syna
prezent i niezwłocznie go otworzyła. Jej oczom ukazała się delikatna
bransoletka z białego złota, której końce zbiegały się na figurce małej
jaskółki. Popatrzyła wzruszona na chłopaka i uśmiechnęła się ciepło.
- Dziękuję, Draco. Jest cudowna. Rozumiem, że ta jaskółka to
nie przypadek?
- Jak zawsze mnie przejrzałaś. – blondyn również uśmiechnął
się i pomógł kobiecie nałożyć bransoletkę – Ta jaskółka to symbol twojej
wolności, mamo. Chciałem, żebyś o tym już zawsze pamiętała. Bo tak właśnie
jest: jesteś wolna nie tylko od tyranii. Jesteś niezależnym człowiekiem, a
także silną kobietą, która ma prawo do wspaniałego i spokojnego życia. Wiem, że
te trzy lata beze mnie dały ci trochę w kość, musiałaś pozbierać do kupy nie
tylko siebie, ale też ogarnąć po części mnie, ale dałaś radę. Zresztą jak
zawsze. Dlatego tak bardzo zależy mi na tym, byś nie musiała obawiać się tego,
że cokolwiek mogłoby cię znowu ograniczać.
Narcyzie łzy stanęły w oczach i choć usilnie starała się nie
wypuścić ich na zewnątrz, to kilku kroplom się to udało. Przetarła je
delikatnie, nie chcąc zniszczyć makijażu, po czym odezwała się lekko drżącym od
emocji głosem:
- Jesteś najwspanialszym darem, jaki kiedykolwiek mogłam
dostać od losu. Zawsze wiedziałam, że masz dobre serce. Dziękuję synu, nie
tylko za tę bransoletkę, ale przede wszystkim za to, że po prostu jesteś. Cały,
zdrowy i przy mnie.
Draco nic już nie powiedział, ucałował jedynie dłoń matki i
udał się do swojego pokoju.
Blondynka patrzyła na oddalającą się sylwetkę jedynego
mężczyzny w jej życiu, który potrafił ją tak uszczęśliwić, nawet drobnym
gestem. Odwróciła głowę w bok, by spojrzeć na zegar i sprawdzić, która jest godzina,
ale zamiast tego jej uwagę przykuła książka leżąca na półce nad kominkiem.
Podeszła do niej i wzięła do ręki. Doskonale znała tę książkę. Uśmiechając się
lekko, otworzyła ją na ostatniej stronie i przeczytała w myślach widniejące tam
słowa. Westchnęła i odłożyła ją z powrotem.
- Jeszcze tylko troszkę.
***
Dźwięk dzwonka do drzwi wyrwał Ginny z przemyśleń na temat
tego, jakiej przyprawy najlepiej użyć do dzisiejszego obiadu. Wytarła ręce w
ścierkę i upewniając się, że Bianca spokojnie i bezpiecznie bawi się na dywanie
w pokoju obok, poszła przywitać niespodziewanego gościa. Ku jej uciesze, ale
też zaskoczeniu w progu stała jej najlepsza przyjaciółka.
- Hej Gin.
- No hej Hermi, wchodź! – rudowłosa przesunęła się, by
zrobić miejsce pannie Granger.
Hermiona posłusznie weszła do środka, zdjęła swój beżowy
płaszczyk i odwiesiła na wieszak. Ucałowała Ginny w policzek na przywitanie i
przeszła do pokoju, w którym znajdowała się jej chrześnica. Dziewczynka gdy
tylko zauważyła kobietę, od razu popędziła w jej stronę.
- Ciocia Helmi!
- Cześć słoneczko. – wzięła małą na ręce i przytuliła mocno
do siebie – Tęskniłam za tobą, wiesz?
- Ja za tobą tez! Fajnie, ze psysłaś. Zostanies na obiad?
Mamusia lobi coś pysnego!
- Jak zawsze. Pewnie, że zostanę, ale póki co wracaj do
zabawy, bo ja muszę porozmawiać z mamusią. – odstawiła Biancę na ziemię i
zwróciła się do przyjaciółki – Mam ci coś ważnego do powiedzenia.
Ginny skinęła głową dając znak, że rozumie, po czym wskazała
Hermionie sofę i poszła do kuchni, by przygotować herbatę. Wróciła po pięciu
minutach, niosąc w dłoniach dwa kubki.
- No to słucham, o co chodzi? – ruda nie ukrywała zarówno
zdziwienia, jak i ciekawości.
- Miałam wczoraj poważną rozmowę z Blaisem. –
kasztanowowłosa widziała, jak kobieta spięła się na dźwięk imienia byłego(?)
ukochanego, jednak kontynuowała – Powiedział mi coś odnośnie Dracona.
Panna Weasley wzięła głęboki wdech, szykując się na torpedę
zarzutów, jednak zamiast tego usłyszała jedynie ciche, pełne bólu zdanie:
- Draco w ogóle nie wie o moim istnieniu.
__________________________________________________________________
*zaklęcie całkowicie przeze mnie zmyślone
**jak wyżej
**jak wyżej
Nawaliłam, przepraszam.
Nie będę się tłumaczyć, bo musiałabym znów powtórzyć to samo. Przykro mi, że nie dałam rady.
Nie wiem, czy ktoś tu w ogóle jeszcze wejdzie, jednakże wstawiam tego posta z nikłą nadzieją, że 'a może jednak'.
Czas pokaże.
Ściskam,
Silje.